Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla dzieci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dla dzieci. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 lipca 2016

RECENZJA: LEGO Ninjago 6/2016 (14)

Ninjagoooo!

Na dworze gorąco, czasem ludziom siadają zwoje. I mi dzisiaj trochę siadły. Czekałem sobie grzecznie na przystanku autobusowym, oglądałem wystawkę kiosku RUCH, a tu bach, trafiło mnie. Kupiłem magazyn Ninjago [6/2016 (14)]. Ostatnimi czasy, a było to spowodowane głównie egzaminem magisterskim, oglądałem sobie na YouTubie sporo głupich recenzji zestawów klocków LEGO i pisemek nimi sygnowanych. To na pewno przez to napadła mnie zachcianka, żeby samemu złożyć ludka! Wiem, to głupie, ale socjologowie zabawy najwidoczniej tak mają…

Piratka Cyren

Dziesięć złotych za gazetkę i limitowanego ludzika LEGO to chyba w miarę przystępna cena. W ogóle podoba mi się zamysł pisemka: zawsze saszetka z (uber)malutkim zestawem lub ludzikiem, a do tego tematyczna gazetka z komiksem i prostymi łamigłówkami. Nie jest to może nic nadzwyczaj odkrywczego (komiks jest infantylny, a wśród łamigłówek dominują labirynty), ale kilkulatkom powinno się spodobać. O dziwo, magazyn liczy w sumie aż 36 stron, ale nie oszukujmy się – jedenaście z nich to reklamy i plakaty. W ogóle mało tu jakoś tekstu, więcej obrazków. Nie to co kiedyś DD Reporter czy inne takie… Dzieci w szkole będą biedne!

O, taki komiksik w środeczku.
Narysowany ładnie, kolorki przyjemne, fabułka nijaka.
Świeżak niełatwo odnajdzie się w tym uniwersum.
To jest chyba najfajniejsza strona w gazetce. Obraz + treść!

Powiem Wam, że z chęcią kupiłbym sobie taki okrutnie duży zestawik LEGO. Może ratusz albo jakiś komisariat policji? Koniecznie muszę wziąć sobie najświeższy katalog jak będę w pobliżu jakiegoś sklepu z zabawkami. Kiedyś będziemy układać klocki LEGO z dzieciakiem! Czy to dobry powód, żeby zostać ojcem? A magazyn Ninjago w sumie nawet polecam. No bo fajna ta Cyrena plus niezłe elementy dodatkowe – mapa i złoty kryształ. Wielka szkoda, że nie ma żadnej płytki-podstawki. Warto za to wspomnieć, że figurka z saszetki nawiązuje do wydarzeń z komiksu. A już 30 lipca Jay (niebieski ninja-żartowniś) z 2 mieczami i biczem łańcuchowym! Ale nie bójcie się o moje zdrowie psychiczne – raczej nie zacznę zbierać magazynu Ninjago… ;>

Przy Panie Florianie Znanieckim to każdy wygląda poważniej,
a nawet mądrzej! ;]

PS: Dooobra, magisterka załatwiona, można wracać do świata żywych. Noty za styl przyzwoite, żyć nie umierać. Aż sam jestem ciekaw czy to się w przyszłości przełoży na dostani żywot wyrobnika z klasy średniej, czy jednak czeka mnie degradacja społeczna. Dajcie znać co myślicie w komentarzach, tylko bez bluzgów! ;]

niedziela, 16 sierpnia 2015

RECENZJA #89: LEGO Jurassic World (PS4)


Panie i Panowie, przed Państwem Lego Jurassic World! Grałem w wiele tytułów z serii Lego i żaden nie sprawił mi tyle frajdy i nie był tak przystępny dla gracza jak omawiana właśnie pozycja. Żodyn! Z chęcią trochę Wam o tej grze opowiem - a uwierzcie mi – jestem odpowiednią osobą na właściwym miejscu, bo przeszedłem grę na 100% (Platynka na PlayStation Network – obecna!) i dodatkowo, żeby wychwycić liczne nawiązania w cutscenkach, obejrzałem ponownie wszystkie cztery filmy. Chapeau bas!

Nieskrępowane czerpanie z całej filmowej sagi musiało być dla deweloperów z Traveller’s Tales Games gwarancją sukcesu. Materiału sporo, a my przeżyjemy WSZYSTKIE najważniejsze przygody z czterech filmów z ledwie kosmetycznymi rozbieżnościami w stosunku do kinowych oryginałów. Do tego bohaterowie nie są niemowami jak w niektórych projektach TT, lecz raczą nasze uszy wyselekcjonowanymi ścieżkami dialogowymi z Jurassic Park(s) i Jurassic World. MIÓD, chociaż rzeczywiście słychać różnice między jakością dźwięku ze starszych i nowych obrazów. Co ciekawe gra nie stroni od drastycznych scen pożerania ludzi. Ostatecznie jest to jednak przedstawione komicznie i z humorem (np. Tyranozaur Rex pod koniec drugiego epizodu wypluwa swoje ofiary)


O rety, od czego by tu zacząć… Może od tego, że po raz pierwszy w historii z prawdziwą przyjemnością przemierzałem otwarty świat pomiędzy poszczególnymi poziomami opowieści. Co prawda na początku bywałem odrobinę zagubiony (grałem z Dziewuchą i czasem traciliśmy ze sobą kontakt), ale po zrozumieniu systemu szybkiej podróży wszystko było przyjemne i bezstresowe. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po odblokowaniu całej wyspy (a mamy ich łącznie dwie, choć w różnych okresach, co daje nam łącznie cztery odrębne otwarte światy) i możliwości swobodnego szwendania się po wybiegach, a także umieszczania na nich swoich dinozaurów. Aktywności pobocznych jest dość dużo: wyścigi, fotografowanie, leczenie chorych gadów i ratowanie pracowników w potrzebie. Jeśli dodamy do tego kolekcjonowanie bursztynowych klocków (odblokowują nowe bestie), skrzynek z kośćmi (pozwalają sterować szkieletami dinozaurów) i cennych czerwonych bloków (zapewniają liczne premie i śmiechowe urozmaicenia) – mamy prawdziwy raj dla chomików. Co ważne, w trybie swobodnej gry możemy wybrać punkt kontrolny, od którego zaczynamy poszukiwanie znajdziek na danym poziomie. To znaczne ułatwienie przy oczyszczaniu poziomów z co bardziej perfidnie pochowanych elementach.

Łamigłówki w znacznej większości są łatwe i nie powinny sprawić kłopotu nawet początkującym graczom. Dziewucha co prawda miała kłopoty, żeby czasem gdzieś doskoczyć, ale to tylko przez to, że był to jej pierwszy kontakt z padem. Wiecie, w tym związku tylko ja przegrywam życie grając w gry wideo… W Internetach czytałem opinie rodziców, że nawet czteroletni dzieciak jest w stanie przejść samodzielnie tytuł na około 60%, więc nie jest źle.* Można mieć drobne pretensje o to, że wiele podetapów to chaotyczne ucieczki przed mięsozaurami, no ale chwila – jesteśmy tylko małym ludzikiem w świecie prehistorycznych gadów. W filmach też chodziło głównie o przetrwanie. #Darwin


Nie wszystko jest jednak różowe. Pod koniec naszej przygody z grą siadamy sobie z Dziewuchą do dodatkowych poziomów (tych za dużo zebranych legomonet), a co dostajemy? Fragmenty zwykłych poziomów, na których uciekamy przed tymi samymi skurczybykami co wcześniej. Mocno nas to zniesmaczyło. Dziewucha miała nawet łzy w oczach, a ja musiałem ją pocieszać. Zaczęliśmy się więc kłócić, żeby rozładować napięcie.

Grając we dwójkę możemy podzielić ekran pionową linią lub zdecydować się na bardziej dynamiczny widok, gdzie dopiero przy zbytnim oddaleniu się od siebie, na ekran wkracza ruchliwa przekątna. I wiruje, wiruje, nierzadko uniemożliwiając skuteczne pokonywanie przeszkód obu graczom. Ponadto, zdarzyły nam się ze trzy przypadki ugrzęźnięcia na dobre w otoczeniu, gdzie niestety konieczny był restart poziomu. Smutna klasyka wszystkich gier od  Traveller’s Tales.


I cóż, można żałować, że największymi gadami mamy okazję posterować jedynie w przeznaczonych do tego lokacjach, ale i tak stwory byłyby niesłychanie nieporadne w innym otoczeniu. Mimo wszystko szkoda, że nie ma jakiegoś specjalnego poziomu do porozwalania San Diego lub innego miasta w drobny pył. O tak, to byłaby radość! Zamiast tego mamy walki dinozaurów polegające na sekwencjach Quick Time Event. Lekki niedosyt.

Tak czy inaczej: dawno się tak nie ubawiłem przy grze z serii Lego. W jednej z zamierzchłych recenzji (KLIK!) pisałem, że chyba formuła się wyczerpała, a tu proszę - macham ogonem ze szczęścia! Na zimę na pewno kupimy sobie z Dziewuchą Lego Hobbit! Jak dla mnie gra 9/10! Polecam, szczególnie że wyszła na właściwie wszystkie platformy. No może z wyjątkiem tostera.

* - w grach z serii Lego każda aktywność wlicza się do ostatecznego wyniku procentowego. Jeżeli zatem nie zajmujemy się działaniami pobocznymi, po przejściu głównego wątku nasz zagregowany licznik zatrzyma się na około 50 procentach.


Plusy:
+ Wciąż atrakcyjna grafika i animacje postaci
+ Usprawnienia dotyczące rozgrywki (szybka podróż, funkcjonalne checkpointy i informacje o liczbie znajdziek w danej strefie)
+ Wzorowe czerpanie z motywów filmowych (dialogi, smaczki w osiągnięciach i cała paleta szalonych postaci m.in.: Pan DNA czy… Steven Spielberg rzucający Oscarami)
+ Zabawa dinozaurami i intuicyjny kreator nowych bestii dający wiele radości
+ Całkiem sporo zadań pobocznych (wyścig na śwince <3), które nie nudzą, choć nie grzeszą też nadmierną różnorodnością
+ Wygląd Isla Sorna i Isla Nublar w czasie zaliczania poziomów i swobodnej eksploracji udanie ze sobą koresponduje. Szczegół, ale dociekliwy obserwator to doceni!
+ Wreszcie za*ebiście przyjemnie się lata, a nawet pływa!
+ Interaktywne ekrany ładowania z ciekawostkami Pana DNA

Minusy:
- Rozczarowujące poziomy specjalne (brak miejsca, gdzie można sobie pozwolić na totalną rozwałkę w stylu Godzilla…)
- Sporadyczne problemy z pracą kamery przy grze dwuosobowej
- Zdarza się zablokować w obiekcie lub nie wiedzieć o co chodzi autorom. Ale rzadko!
- Nie jest to gra zbyt długa. Podejrzewam, że wymaksowałem wszystko w niewiele ponad 25 godzin
- Miejscami nużący humor. Motyw łakomstwa i uciekającej świnki towarzyszy nam właściwie non stop
- Chyba już pora usprawnić metodę wskazywania ukrytych klocków po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia. Jest myląca, przestarzała i męczy oczy nieustannym migotaniem strzałeczek

PS: Dacie wiarę, że pierwszy Jurassic Park powstał w '93? A wciąż robi niesamowite wrażenie. Wystarczy jedna scena, żeby wyrobić sobie zdanie o każdym z bohaterów. Nie ma zbędnych, nic niewnoszących dialogów i ujęć. Cudo!

Dinozaury nie umarły to raaaz,
one szlaki dla was przetarły u maaas.
Nigdy stop, nigdy bęc, nigdy paaas.
Żyją kumaaasz? Więc i hip-hop nie umarł…
                              ~Rahim, Dinozaury

piątek, 26 grudnia 2014

RECENZJA #54: Niezwykłe przygody Świętego Mikołaja - Barbara Wicher


Wczoraj było o bajce w wersji filmowej (Kraina Lodu - kliknij, żeby przeczytać), dzisiaj będzie o bajce w wersji archaicznej, książeczkowej, wymagającej od dziecka i rodzica zindywidualizowanego, bezpośredniego (choć w dobie Skype i tanich ofert telekomunikacyjnych to już nie takie oczywiste) kontaktu. Co tam słychać w dziedzinie powiastek dla najmłodszych? Jako przyszły pisarz rozważam literacki start w tym nurcie, muszę zatem wiedzieć jak to robią koledzy po fachu! Brzmi to trochę jak usprawiedliwianie się, co? No bo w końcu jak ta pozycja znalazła się w moich rękach, hy? Za sprawą mojej Szanownej Rodzicielki, która stwierdziła, że będzie to odpowiednio jajcarskie dopełnienie podarku od Gwiazdora.

Niezwykłe przygody Świętego Mikołaja to 36-stronicowa książeczka opatrzona dużymi obrazkami, zajmującymi przynajmniej połowę dziełka. Ilustracje Alicji Rybickiej są wykonane starannie i szczegółowo, aczkolwiek ich stylistyka specjalnie mnie nie przekonuje. O ile wnętrza i zaśnieżone miasteczka są atrakcyjne, o tyle twarz samego Mikołaja jest trochę... bezpłciowa? Być może zbytnio przyzwyczaiłem się do wizerunku czerwonego grubaska z etykiet Coca-coli. Prawdopodobnie maluchy i tak będą wniebowzięte. Dodam może, że reszta postaci (Kominiarz Miłosz, Julka czy jej mama), mimo mojej niesłychanej wybredności, jest w pełni do zaakceptowania. Tylko ten Listonosz... No nie ważne, przejdźmy do treści!

Mamy trzy historie: Mikołaj i kominiarz, Przygoda z listonoszem i Co to, to nie!. Cóż, nie są to może wielowątkowe, zaskakujące fabułki, ale rzeczywiście emanuje z nich ciepło i prostota. Myślę, że dla młodszych dzieci, takich w wieku 4-5 lat nadadzą się w sam raz (szkoda, że Wydawnictwo Skrzat nie określiło docelowego wieku czytelnika, co znacznie ułatwia sprawę rodzicom). W kilku miejscach wydaje się, że nawet ja umiałbym użyć bardziej gładkich sformułowań, ale ogólnie rzecz biorąc tekst nadaje się do spokojnego czytania z urwisem przed snem i raczej dostarczy mu igraszki. Da się atrakcyjnie rozłożyć akcenty i modulować głos (niektóre słowa są nawet wyróżnione specjalną czcionką lub mają przeciągnięte samogłoski), nawet przy średnio uzdolnionym aktorsko wykonawcy. Trzeba się jednak liczyć z tym, że pozycja starczy na jeden, niezbyt długo wieczór.

To co, chyba pora samemu zacząć przygotowywać teksty dla najmłodszych? Pani Barbaro Wicher, proszę drżeć o posadę! Cena (ok. 5 złotych) jest z pewnością adekwatna do zawartości. Nic niezapomnianego, nic niezjadliwego.

Trzymajcie się ciepło, wpadnijcie na fanpage Kultura & Fetysze!