Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słodycze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słodycze. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 listopada 2016

XMAS SWEETS: Tanie cukrowe laseczki


Cukrowe laseczki (lub cukrowe lizaki na choinkę) wraz ze skarpetami zwisającymi gdzieś przy kominku to dwa najbardziej rozpowszechnione medialnie symbole Bożego Narodzenia zza Oceanu. Istni popkulturowi herosi. Ostatnio wjechali do mojego osiedlowego sklepiku. Bez marki, w dużych okrągłych pojemnikach (ale nie takich od SWEET ’N FUN, te bym przecież rozpoznał!), za – UWAGA! – siedemdziesiąt pięć groszy sztuka. SIEDEMDZIESIĄT PIĘĆ GROSZY I MAMY DZIECIAKA Z GŁOWY NA KILKA MINUT!

Kiedy zapytałem ekspedientkę przy kasie o firmę tych cukierkowych laseczek, nie umiała mi jasno odpowiedzieć. Nie wiem czy to zgodne z przepisami, nie dociekałem i zaryzykowałem kupno. Wziąłem wszystkie trzy rodzaje – czerwoną, zieloną i niebieską. Nie sądziłem, że różnią się smakiem, a jednak! Czerwona to landrynkowa truskawka, zielona to landrynkowe jabłuszko, niebieska to landrynkowa cytrynka lub pomarańcz. Mam nadzieję, że mózg nie płata mi figli, bo w gruncie rzeczy każda laseczka smakuje podobnie, ale gdzieś na drugim planie da się wyczuć landrynkowe niuanse. [EDIT] TAK, po kolejnym sprawdzeniu każdej cukrowej laseczki jestem pewien różnic w smaku!

Cóż, nie napiszę Wam nic o składzie, bo nigdzie go nie znalazłem. Nie napiszę Wam nic o historii firmy, bo nie wiem kto odpowiada za produkcję. Mogę Wam tylko powiedzieć, że jak laseczka spadnie na ziemię, to może popękać niczym ekranik smartfona. Jeśli wpadnie Wam w śnieg, to nie powinno stać się nic złego. No chyba, że będzie odpakowana i wpadnie w żółty śnieg. Wtedy poniechajcie konsumpcji! ;)

Oto moja propozycja podania!
Tak, wiem, nie wygląda jakoś nadzwyczaj kosmicznie... :D

Polecam łasuchom, którym niestraszna kupa barwników i mocne, cukrowe doświadczenia. Jest bowiem nieziemsko landrynkowo. Mi to jednak nie przeszkadza, fajnie pocinać sobie w jakąś grę i dogryzać połamaną wcześniej laseczką. Jedyne do czego można by się przyczepić, to niechlujne przycięcie cukrowego wałeczka, ale to drobnostka. Stosunek jakości do ceny jest bardzo dobry, choć średnica lizaka to zaledwie 5 milimetrów (dla dociekliwych: długość lizaka to około 14 centymetrów). Wygląd też na plus, można przywiesić na drzewko, dorzucić do małego prezentu itd. Wychodzi nam zatem 9 punktów na skali słodkości (4.5 za wygląd i 4.5 za smak). Jeśli nie lubicie landrynek, odejmijcie sobie 2 punkciory. Szukajcie w małych, osiedlowych sklepikach. Jeśli uda Wam się ustalić markę lub producenta – koniecznie piszcie w komentarzu!

Tajemnicze cukrowe laseczki / lizaki
otrzymują 9/10 punktów na skali słodkości.

Na koniec dziwaczny, autentyczny dialog z moją Dziewuchą:
- Zobaczysz, wszystko się ułoży, niedługo będę miał więcej czasu. A Ty będziesz moją zimową dziewczyną. Będziemy siedzieli pod kocykiem, oglądali filmy, pili gorące kakao i lizali słodkie laseczki.
- Spadaj, sam sobie liż swoją śmierdzącą laseczkę.
- …

piątek, 18 listopada 2016

XMAS SWEETS: Toruńskie Pierniczki® KOPERNIK

[kliknij w zdjęcie, żeby powiększyć]

Och, nawet nie wiecie co to za przyjemność wrócić do Was z cyklem XMAS SWEETS! Dla przypomnienia: jest to zimowa seria wpisów poświęcona słodyczom. Zabawa polega na tym, że od połowy listopada poluję na świąteczne łakocie, taszczę je do domku, degustuję i skrobię dla Was przyjemne tekściki, po których jesteście głodni. Produkty oceniam na tzw. skali słodkości (skala od 1 do 10, gdzie 5 punktów można uzyskać za wyborny smak, a 5 za szałowe opakowanie). Im więcej punktów na skali słodkości, tym bardziej opłaca się zainwestować w recenzowane dobro, co chyba  dla wszystkich jasne i zrozumiałe!

Na pierwszy ogień idą Toruńskie Pierniczki® od firmy KOPERNIK. Wiecie, że tylko ta firma, założona w 1763 roku, ma prawo do używania terminu Toruńskich Pierniczków®? Żeby dowiedzieć się więcej o sprawie, odsyłam do Muzeum Toruńskiego Piernika. Wpis nie jest sponsorowany…

Zwróćcie uwagę na bardzo estetyczne polukrowanie
Toruńskiego Pierniczka® KOPERNIK!

Zapach po otwarciu opakowania jest przyjemnie piernikowy, acz niezbyt intensywny. Po starannym obwąchaniu pierniczka wyraźnie da się wyczuć słodkawe, lukrowe nuty, nasuwające skojarzenia z miodem. Toruńskie Pierniczki® wcale nie są twarde, gryzie się je nad wyraz przyjemnie. Smakowo miałem wrażenie jakbym jadł odpustowo-procesyjną rurę z małego straganiku. Szczerze mówiąc, nie zostałem powalony na łopatki. Pierniczki od KOPERNIKA najlepiej spożywać z ciepłą herbatką, podczas chłodnego wieczoru. Wtedy zyskują kilka dodatkowych punkcików! ;)

Czas na omówienie opakowanka. Jest czarujące i przykuwa uwagę. Kwadratowe, nie za duże, ani nie za małe. Na pewno przyuważyliście ośnieżone okienko. Przy białej ramie są wyrysowane słodkie pierniczkowe ludki, zapachowa świeczka, igliwie i oblodzone szybki. Przez przezroczyste fragmenty paczuszki wykukują do nas ciasteczka. To tak jakby za okienkiem był fantastyczny dom pełen ciepła, niezła emocjonalna gierka. Drobny minusik za fakt, że gwiazdki i choinki w środku są ułożone po przekątnej. A jakby tak choinki na dole, a gwiazdki na górze? Wiem, czepiam się... Z tyłu na folii znajdziemy płatki śniegu różnej wielkości. Miło!

Nadgryziona gwiazdeczka. Maciuś, ty bestio!

Cena 4,40 PLN za 8 ciasteczek mieszczących się na dłoni nie jest jakoś oszałamiająco atrakcyjna. No ale to w końcu Toruńskie Pierniczki®! Czego możemy się po nich spodziewać? Znajomego, przyzwoitego smaku (3/5), ładnego kroju i pomysłowego, ujmującego opakowania (4/5). Na skali słodkości wychodzi nam niewiele mówiąca siódemka. De facto nie ma się do czego przyczepić.

Toruńskie Pierniczki® KOPERNIK
otrzymują 7/10 punktów na skali słodkości.

Składniki: cukier, mąka pszenna, mąka żytnia, skrobia ziemniaczana, barwnik: karmel, syrop glukozowy, jaja w proszku, substancja spulchniająca: węglany amonu, przyprawy mielone (cynamon, goździki, imbir, gałka muszkatołowa, kolendra), sól regulatory kwasowości: kwas cytrynowy. Wyrób zawiera 20% polewy lukrowej. Może zawierać mleko, soję i orzeszki arachidowe. Wartość odżywcza w 100 gramach produktu: wartość energetyczna 1494 kJ/352 kcal; tłuszcz 1,2 grama, w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0,4 grama; węglowodany 77 gram, w tym cukry 46 gram; białko 7,2 grama, sól 0,15 grama. Przechowywać w suchym i chłodnym miejscu. Pełna paczuszka ma 150 gramów.

Więcej recenzji XMAS SWEETS znajdziesz TUTAJ lub kategorii RECENZJE JEDZENIA.

wtorek, 1 grudnia 2015

XMAS SWEETS: Kalendarz Adwentowy POMORZANKA


Seria okolicznościowa na Kultura & Fetysze! Od końca listopada, aż do samiusieńkiej Gwiazdki, pojawiać się będzie maaaasa recenzji słodyczy. A żeby było po nowoczesnemu i ze szczyptą SWAGu, to cykl nazywa się XMAS SWEETS (archiwalne wpisy znajdziecie w zakładce RECENZJE JEDZENIA), a pewną drobną innowacją jest tzw. skala słodkości, określająca pocieszność i świąteczność produktu, a także, w mniejszej części - smak. Skala przyjmuje wartości od 1 do 10, gdzie 1 oznacza absolutną ponurość i nieświąteczność, a 10 znaczy mniej więcej tyle, że smakołyk urzekł mnie niczym Szeregowy z Pingwinów z Madagaskaru.

Co jest najlepszym, najsłodszym i najdoskonalszym świątecznym czasoodmierzaczem? KALENDARZ ADWENTOWY! Dzisiaj pierwszego grudnia, a więc ostatni dzwonek, żeby takie cudeńko nabyć i nie być do tyłu z wydłubywaniem czekoladek. Ja swoją płaską bomboniereczkę dostałem od Matuli jako prezencik antycypujący (wiem, wiem, trudne słowo) Mikołajki, żeby móc odmierzać czas do Wigilii już od początku miesiąca. Sweet! Nie ma to jak mieszkać na studiach z rodzicami! #Kontrowersyjna_teza

Dobra Dziubki, do rzeczy, bo piaszczysty lej blogosfery zaczyna mi pożerać niebezpiecznie dużo czasu. Kalendarzyk taki jak mój dorwiecie w Biedronce za trzy złote bez grosza. Uczciwa oferta. Za taką cenę dostaniecie średniej jakości tabliczkę. Figurki zrobione są z umiarkowanie smacznej, mlecznej czekolady, mocno zróżnicowane: od gwiazdek, po bombki i buty, aż do (jeśli mnie pamięć nie myli) Gwiazdora w ostatnim okienku. A może to była Gwiazda Betlejemska, sam już nie wiem... Grafika na przedzie porządna, do wyboru alternatywa w postaci baraszkujących przy kominku pingwinów.

A z tyłu, po wyjedzeniu całej zawartości, możemy sobie wyciąć prymitywny zestaw do gry w memory z motywami świątecznymi. Legenda głosi, że ktoś to wykroił i zagrał. Nie no, bez beki, dodatkowa atrakcja zawsze na propsie. Tak jak łamigłówki pod etykietką Kubusia. Nie zedrzesz? Wiadomo, że zedrzesz!


Pecha mają ci, którzy nie tolerują mleka, soi, orzeszków arachidowych, innych orzechów, a także zbóż zawierających gluten i jaja. Wszystkie te itemki mogą się znaleźć w produkcie. Buźka krzywi się również  na widok serwatki w proszku, emulgatorów i aromatów. Masa kakaowa – minimum 30%.

Kalendarz od Pomorzanki znajduje się w ofercie Biedronki od 16.11 do 6.12 lub wyczerpania zapasów. Więc szalik, rękawiczki, czapeczka i do sklepu. Grzecznie odliczać czas do ponownego przyjścia Jezuska!

Wartość na skali słodkości dla Kalendarza POMORZANKI - 8!
Uzasadnienie: Czy jest coś bardziej świątecznego niż kalendarz adwentowy?
Za małolata ręce drżały, kiedy dobieraliśmy się do
nowego okienka prawie tak mocno, jak drżą teraz, kiedy dobieramy
się do dziewczęcej bielizny (wersja seksistowska, dla mężczyzn).
Smak nie jest taki ważny. Wygląd nie jest taki ważny.
Idea jest ponadczasowa!

Metodologicznych uwag kilka:
Im dłużej myślę o swojej skali słodkości, tym bardziej postrzegam ją jako instrument wadliwy. Już na pierwszym roku socjologii uczą, że nie wolno konstruować pytań podwójnych w stylu "czy jesteś piękny i bogaty?", gdyż mamy wtedy aż cztery, nie dwie, możliwe odpowiedzi. Ja w swojej skali słodkości popełniłem bardzo podobny błąd i zmieszałem z sobą ocenę smaku i ocenę świątecznego klimatu, przy czym kryteria nawet dla mnie nie są klarowne Gdyby chociaż stworzyć 10 punktowy katalog cech typu TAK/NIE i po kolei sprawdzać występowanie danej właściwości/elementu, na przykład świątecznych motywów na pudełku, to koncept dałby radę jakoś wybronić. Można by również podzielić notę na połowę - maksymalnie 5 punktów za smak i maksymalnie 5 punktów za efekty specjalne. Ale wiecie co? Nie jesteśmy na Metodach Badań Ilościowych, mogę sobie pozwolić na duuużą dawkę swobody i szczyptę subiektywności A Wy? No cóż, musicie mi zaufać, w końcu rasowy influencer ze mnie! x)

wtorek, 19 maja 2015

RECENZJA #76: Francuskie trufle z Biedronki


Dodaj do tego kawior i szampan, a masz synonim blichtru i wystawnego życia. Mięciutkie i bardzo słodkie, choć słodyczą szlachetną, pochodzącą od: ciemnej, wykwintnej czekolady i chrzęszczących między ząbkami, odświeżających wiórków kokosa. I takie właśnie są Trufle z Biedronki za 5,99 zł! Coated with grated coconut.
Jest bardzo niewiele lepszych słodyczy, które miałem przyjemność w swoim nudnawym życiu skosztować! Może Baklava? Albo Tiramisu? Ewentualnie ciastko z wiśniami na wierzchu z McCafé?
Właściwie nie wiem jaka firma odpowiada za ten konkretny przysmak. Na boku pudełka widnieje informacja o Chocmod SAS, które swoją siedzibę ma we francuskiej gminie Roncq, lecz złota saszetka, w której skrywa się delikatna słodycz jest sygnowana logiem Fancy Truffles, które z kolei kojarzyć należy raczej z Belgią. Mamy jeszcze emblemat Truffettes de France 1948 na froncie. Czyżby jakiś cross? Albo lekceważące traktowanie polskiego konsumenta i wciśnięcie mu resztek i bubli! #Marian_Kowalski

Cóż, pewnie sprawy nie rozwiążemy, a sam produkt w tej postaci będzie niezwykle trudny do zdobycia, gdyż funkcjonował w ramach Tygodnia Francuskiego w sieci sklepów Biedronka. I po spałaszowaniu jednego zwiadowczego pudełeczka potruchtałem po cztery następne. Jedno z tzw. bulem serca oddałem Dziewusze, w nadziei, że spożyjemy cudeńko razem. Zżarła sama. Po kryjomu. Ściemniając potem, że częstowała rodzinę.
Czy wiesz, że: trufla to najczęściej zawilgocona, nieowłosiona końcówka psiego nosa? Jej wielkość zależy od wielkości kufy (psiej trzewioczaszki). Kultura & Fetysze bawi i uczy!
Tak wygląda po delikatnym zmrożeniu i przepołowieniu.
Smakuje lepiej niż wygląda... ;]
Minusy:
- Opakowanie kiepsko się zamyka, mimo specjalnych wcięć i szparki
- Produkt nie wygląda tak atrakcyjnie jak na etykiecie (syndrom fotografii burgera)
- Tak naprawdę w 100 gramowym opakowaniu łakocia nie jest zbyt dużo (13 kuleczek)
Plusy:
+ Cała reszta! <3
The coconut nut is a giant nut
If you eat too much, you'll get very fat!
                ~Smokey Mountain, Da coconut song
W tym mieście tango to frykas,
panowie owocowi chcą bananem mango dotykać...
                ~Taco Hemingway, Marsz, marsz

środa, 25 marca 2015

RECENZJA #68: J.D. Gross Marzipan Pralines


Każdy lubi dostawać fikuśne i drogie słodycze, co? Tak opakowane czekoladki wyglądają i smakują najlepiej, prawda? Muszą mieć wymalowaną jakąś XVIII wieczną facjatę na froncie i dziwną, obcobrzmiącą nazwę trącącą farmazonem, KONIECZNIE wypisaną złotą czcionką. Takie właśnie są Marzipan Pralines od J.D. Grossa, opisane licznymi przymiotnikami: deluxe, exclusive, exquisite czy hardcore ejaculation (no dobra, z tym ostatnim to trochę przesadziłem...). Sprawdźmy zatem czy nasze prostackie proletariackie podniebienia wytrzymają tak niezwykłe doznania.

Jedna z (licznych) Czytelniczek wspomniała, że przy recenzjach artykułów spożywczych powinienem zamieszczać więcej fotek produktu. Może to i racja, ale nie będę robił fotografii rozgryzionej pralinki, please! Przejdźmy jednak do faktów: mamy 10 okrągłych pralinek ciut mniejszych od ping-pongowych piłeczek. Dzięki połączeniu gorzkiej i mlecznej czekolady, po rozgryzieniu jesteśmy całkiem przyjemnie zagubieni. Później (w środku) jest jeszcze lepiej - niby bardzo słodki marcepan z pistacją, ale krem nugatowy wewnątrz tonuje nastroje, choć również jest słodki. Tak - to zdecydowanie słodki łakoć. Powtórzyć raz jeszcze przymiotnik słodki? ;)

Tylko ten kod kreskowy... Psuje wszystko nicpoń! :C

Dwustugramową bomboniereczkę powinniście bez problemu dostać w Lidlu. Niestety nie jestem w stanie przypomnieć sobie z Matulą ceny tego dobra luksusowego jednokrotnego użytku, a Internet stał się zadziwiająco milczący w tej sprawie. Zdaje mi się, że zapłacić trzeba koło 12 złotych. Jest więc jakaś alternatywa dla Rafaello, Merci czy Toffifee żeby zaskoczyć swoją Drugą Połówkę. Za garażami, na długiej przerwie w gimnazjum.

Może zawierać gluten, orzeszki ziemne, jaja, soję i inne orzechy.  A teraz już bez świrowania - dobre jest. Racjonowałem oszczędnie, mógłbym być tamtą gimnazjalistą. Jak mi kupisz praliny, to, to... a nieważne...


Słodkie życie dookoła, w środku mus i pistacja,
Tak klaruje mi się przyszłość i trwa jak dynastia!
                                              ~Neile, Oczy w ogniu

I nie wożę się pomału, tylko napie*dalam ile fabryka dała,
A wieczorem jak kładzie mi rękę na brzuchu,
To wie, że w moment będę twardy jak skała...
                                              ~Tusz Na Rękach, Rozterki

niedziela, 5 października 2014

RECENZJA #40: Balconi Mini Rolls Chocolate


Dziś krótka recenzja jednych z moich ulubionych biszkoptów, które niestety nie wszędzie można łatwo dostać. Zazwyczaj możemy zakupić je w sieci sklepów Biedronka, ale albo sprowadza się je w zbyt małych ilościach, albo cieszą się wyjątkową popularnością, bo ciągle notuję niedobory. Ja swój kartonik Balconi Mini Rolls Chocolate dorwałem w Biedronce, ale na Rynku w Puszczykowie...

Do rzeczy jednak: produkt występuje w kilku rodzajach, m.in. z jasnym biszkoptem i kremem truskawkowym lub brzoskwiniowym. Osobiście jednak preferuję wersję najbardziej czekoladową. Jedna porcja to jedynie 112 kalorii! Nie żebym szczególnie się tym przejmował, ale to chyba niezły wynik jak na coś przyzwoicie słodkiego.

Przekąski są pakowane w małe, srebrne saszetki, dzięki czemu bardzo łatwo transportować przysmak. To świetne zwieńczenie drugiego śniadania w pracy lub na uczelni. Jedynym minusem może być dość zniechęcający skład, pełen glicerydów kwasów tłuszczowych, lecytyny sojowej i środków spulchniających. Jeśli jednak niezbyt Cię to obchodzi, a także nie masz uczulenia na orzechy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby cieszyć się mięciutkim, włoskim produktem. Dla mnie bomba, buon appetito!

Ile we mnie jest mnie? Ile ciebie w tobie?
Śladowe ilości, orzechy arachidowe...
                               ~Neile, Po Tej Samej Stronie

niedziela, 20 lipca 2014

RECENZJA #32: Oreo Ice Cream Sandwich


Zdaje mi się, że kiedyś miałem już do czynienia z tymi małymi, kakaowymi diabełkami w postaci lodowych przekąsek, ale jakoś zapomniałem o nich napomknąć. Kiedy w piątek popołudniu byłem w Biedronce, na tygodniowych, solidnych zakupach, nie omieszkałem wrzucić płaskiego, niepozornego pudełeczka smakołyku do koszyka.

Ależ to przepyszne! Jednocześnie chłodzi, syci i jest odpowiednio duże (opakowanie zawiera 4 okrągłe markizy o średnicy ok. 6 centymetrów z centymetrową warstwą lodów waniliowych między ciasteczkami). W Internecie widziałem również opakowania zawierające 6 porcji po 55 ml. Co prawda zgodnie z rysunkiem i opisem w waniliowej masie powinny być drobinki pokruszonego herbatnika, ale ja tam ani nic nie wyczułem, ani specjalnie nie widziałem. Nie zmienia to jednak faktu, że całość smakuje wybornie. Kakaowy herbatnik przypomina wersję z klasycznym ciasteczkiem do przekręcenia i zamoczenia w mleku, ale zapewne musi być odrobinę inaczej przygotowywany, bo mimo kilku dni w zamrażarce jest łatwy do pogryzienia, nawet dla mojej mamy, która ma chore zęby :C

W przeszłości nie lubiłem zbytnio ciastek typu markizy, ostatnio jednak się do nich przekonuję (np. do klasycznych Bahlsen Hitów). Wolę jednak obserwować jak pałaszują je atrakcyjne dziewczęta. Markizy mają w sobie coś... erotycznego?

Podsumowując: polecam gorąco, ale pamiętać należy, że nie są to typowe lody, które pochłaniamy kiedy chcemy się ochłodzić. Są dobre raczej jako dodatek do wieczornej lektury czy co tam sobie robicie w chwilach słodkiego relaksu. Cena (ok. 6, w Carrefour ponoć niecałe 5 złotych) nie jest specjalnie wygórowana, powiedziałbym że akuratna.

Plusy:
+ Bardzo smaczne, naprawdę przypominające ciasteczka Oreo
+ Niewielkie opakowanie, wygląda jak... kartonik paluszków rybnych?
+ Ładnie zapakowane pojedyncze porcje smakołyku (srebrne saszetki z niebieskim logo)

Minusy:
- Dużo emulatorów, substancji spulchniających, lecytyny, węglanów, stabilizatorów...
- Delikatnym herbatnikiem można się pobrudzić, ale ja akurat lubię tą charakterystyczną, ciemną barwę na palcach po za długim trzymaniu ciastka (nie pytajcie...)
- Zauważyłem, że chce mi się po nich mocno pić

PS: Niedługo meczyk z Piastem. Po porażce z Estończykami, trener Rumak odmienił nieco wyjściową jedenastkę. Keita, Kownacki, Formella i Ubiparip w pierwszym składzie? PODOBA MI SIĘ TO!

poniedziałek, 14 lipca 2014

RECENZJA #29: Milka Naps Mix


Blog zapuszczony. Kolejny raz. Muszę Wam się jednak przyznać, że tracę do tego wszystkiego serce. Wszystko stoi w miejscu. Chciałem, żeby zaskoczyło, zyskało elegancki layout, przejrzysty podział na kategorie, lepszy poziom notek, ale gwiazdy nie sprzyjają bez blasku monet. Nawet kumpel, którego lata świetlne poprosiłem o zrobienie logo nadal się nie wywiązał. Nie mam jednak o to pretensji, każdy ma swoje sprawy i troski. Dycham więc jak zdechła ryba w ręczniku, ostatkiem sił podejmując decyzję - napiszę coś, jak Boga kocham napiszę. Mimo wszystko.

Lubię mówić o słodyczach. Jakoś tak się złożyło, że to chyba trzeci produkt Milki o którym wspominam. Szanowni Państwo, proszę o patronat i przesyłki partnerskie! Dzisiaj na warsztat bierzemy Milka Naps Mix. Przypomniałem sobie o pudełeczku w kształcie oktagonu niedawno. Był to jeden z prezentów na Dzień Dziecka, więc trochę się wyleżał, ale termin ważności nieprzekroczony. Zasadniczo planowałem uczynić z Milka Naps Mix prezencik dla Pani z dziekanatu, bo myślałem że wszystko ładnie i w porę mi pozałatwiała, ale nie było tak do końca różowo i mało brakowało, a nie zdawałbym licencjatu w pierwszym terminie. Nie żałuję więc tego, że resztki smakołyku leżą teraz przede mną i czekają na moje kubki smakowe. Wyglądam profesjonalnie: buteleczka wody do przepłukiwania gardła, poważna mina krytyka, lekko spuszczone okulary.

Zawartość miłego dla oka kartonika to 27 sztuk małych, cienkich (cieńszych niż zwykła czekolada) płytek o smaku orzechowym, truskawkowym, mlecznym i kremu kakaowego. 138 gram brutto. Całe szczęście, że doszukałem się informacji o liczbie czekoladek na pudełku, bo przyznam się szczerze, że po otwarciu przez głowę nie przeszła mi myśl o przeliczeniu zawartości. To jednak produkt niemiecki - wszystko jest skrupulatnie opisane. Łakoć z pewnością nie jest dostępna we wszystkich sklepach, tabele kaloryczne nie są przetłumaczone, mamy jedynie nalepkę ze składem w języku ojczystym  (jako sumienny recenzent muszę odnotować to po stronie minusów). Być może z czasem doczekamy się pełnej polskiej edycji, pieczołowicie już potłumaczonej - Internet na razie jednak o tym milczy. Jeśli chodzi o cenę, do waha się w zależności od sklepu i jest to ok. 10 złotych, aczkolwiek w sklepach internetowych znalazłem ofertę po 5,90 (bez kosztów wysyłki rzecz jasna). Pora na degustację!

Czekoladka zielona - Haselnuss
Smaczna, bardzo słodka, kawałki orzeszków są naprawdę małe, nie wystają poza bryłę czekoladki. Drobinki wchodzą jednak w zęby trzonowe, tworząc upierdliwą masę, ale może to ja powinienem zrobić przegląd dentystyczny?

Czekoladka czerwona - Erdbeer
Zabójczo smaczna, łudząco podobna do nadziewanej, truskawkowej Milki, z tymże mamy mniej nadzienia, co mi osobiście bardzo odpowiada. Przy naciskaniu trzonowcami mamy ten charakterystyczny, odrobinę musujący smaczek, wiecie o co chodzi!

Czekoladka brązowa - Crème au Cacao
Opakowanie sugeruje, że będzie to gorzka czekolada i rzeczywiście - taki smak wysuwa się na drugim, może nawet trzecim planie, przy przełykaniu śliny. Pamiętacie nadzienie w wielkanocnych jajkach Milki? O właśnie!

Czekoladka niebieska - Alpenmilch
Najbardziej bezpłciowa. No niby delikatna i mocno zbliżona smakiem do klasycznej Milki, ale najlepiej smakuje odpowiednio wychłodzona, wolno cyckana. Da się zjeść oczywiście, nie wyrzucajcie!

Podsumowując: fajne na prezencik jak macie pustkę w portfelu, fajne do poszpanowania przed kolegami z pracy, ale uwaga, mogą się upomnieć o poczęstunek. Co tu dużo mówić, daję piątkę z minusem za bezpłciowość niebieskiego sukinsyna! Gender, wszędzie gender!

Plusy:
+ Ładne opakowanie (zarówno całości, jak i poszczególnych 27 elementów)
+ Mieszanka... a więc coś ciekawszego niż jednorodność? (analogia sypialniana)
+ Można sobie ładnie racjonować porcje (zalecana to 5 czekoladek na raz)
+ Wygodne otwieranie czekoladek (czerwony paseczek do pociągnięcia)

Minusy:
- Napisy po niemiecku, gdzie dubbing? :C
- Relatywnie trudno dostępny stuff (proście o podwójnie wysmażoną, może zadziała...)
- Losowa zawartość (dla niektórych dużym problemem może być to, że było więcej brązowych niż czerwonych!)

Życie to nie rurki z kremem, ciągle Kękę sam!
Stąd życie z osiedlem, stąd picie z osiedlem,
stąd bycie z osiedlem, stąd szczery rap!
                                              ~KęKę, Zostaję

niedziela, 12 maja 2013

RECENZJA #6: Milka Caramel Snax



Wpadł mi w ręce kolejny łakoć spod szyldu Milki, tym razem jest to duża paczuszka Milka Caramel Snax. Muszę śpieszyć się z napisaniem tej krótkiej recenzji, gdyż opakowanie zdaje się być systematycznie opróżniana przez mamę (co skądinąd także przemawia na korzyść produktu), a nie wyobrażam sobie opiniowania pożywienia bez pobudzenia pamięci moich kubków smakowych.

W zgrabnej saszetce znajduje się sto sześćdziesiąt gram przepysznych płaskich drażetek wypełnionych karmelem, z których ostatnia ląduje właśnie w moich trzewiach. Jest bardzo słodko, ale na szczęście nie ZA słodko. Smak krążków przypomina inne słodycze z serii Caramel, a przypomnę że są to także batoniki i tabliczki czekolady (z tego co pamiętam to również w opcji z orzechami laskowymi).

Jeśli można się do czegoś przyczepić, to jedynie do dość wysokiej ceny - chcąc zatracić się w cudownym smaku czekoladek musimy liczyć się z wydatkiem przynajmniej ośmiu złotych. Cóż, luksus kosztuje, a Milka nigdy nie należała do słodyczy najtańszych.

Bardzo użytecznym rozwiązaniem jest samoklejący plaster, którym można zamykać saszetkę. Co prawda klej po dwóch/trzech ponownych otwarciach nie trzyma zbyt dobrze, ale... po co dzielić zawartość na aż tak małe porcje!? Czyż nie lepiej zaprosić do konsumpcji bliską nam osobę? Albo pożreć wszystko w jedno popołudnie?

Polecam nowobogackim, wystawiam piątkę! Pieniądze to jednak nie wszystko, jest przecież Milka Caramel Snax!

Plusy:
+ Wspaniały smak
+ Praktyczny plaster do zamykania paczuszki
+ Zgrabne opakowanie (choć frontowa grafika sugeruje ocean karmelu w małej drażetce...)

Minusy:
- Wszystko co dobre kosztuje zbyt dużo... no i jest tego zbyt mało!
- Istnieje ryzyko kradzieży ze strony domowników

Zdjęcie Milka Caramel Snax pochodzi z: www.dodomku.pl

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

RECENZJA #2: Milka Löffel Ei



Święta już dawno za nami, przyszła więc pora na konsumpcję ostatniego słodkiego podarunku - Milka Löffel Ei. Fioletowe opakowanie, stylizowane na małą jajeczną wytłacznkę cieszy oko i zachęca do zajrzenia do środka. Tak, pudełeczko to zdecydowanie najmocniejszy punkt produktu. Sprawia ono, że łakoć świetnie nadaje się na drobny upominek dla przyjaciela lub przyjaciółki. Młodsze dziecko pewnie bardziej ucieszy Kinder Niespodzianka, a to z powodu zabawki.

Jako, że ja dzieckiem przestałem być już kilka lat temu, z ochotą zabrałem się do pałaszowania pierwszego z czterech jajek. Jajka są pojedynczo opakowane w sreberko - nie ma więc kłopotu z podzieleniem smakołyku na porcje. Urzekająco wyglądają także dwie plastikowe łyżeczki dołączone do zestawu, a umieszczone w taki sposób, że niemożliwością jest ich przeoczenie.

Według instrukcji jajko należy stuknąć łyżeczką, żeby dostać się do puszystej, kakaowej treści. To raczej niemożliwe, gdyż czekoladowa skorupka jest na to zbyt gruba. Najlepiej odgryźć czubeczek "fałszywego nabiału" i zacząć eksplorować wnętrze. Jeśli chodzi o nadzienie - moim zdaniem jest odrobinę za słodkie, ale nie twierdzę, że nie znajdzie swoich miłośników. Jego smak to skrzyżowanie Nutelli z budyniem czekoladowym, konsystencja przypomina zaś krem. Krem smaczny, rozpływający się w ustach, ale jak już wspomniałem - dla mnie odrobinę za słodki. Więcej niż jednego jajka mógłbym nie przeżyć! Co się zaś tyczy mlecznej czekolady - Milka wie co dobre i nie musi obawiać się konkurencji.

Biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny - trzynaście złotych to RACZEJ rozsądna cena, jeśli weźmiemy pod uwagę efektowne opakowanie. Jeżeli zaś preferujemy więcej słodkości - lepiej kupić cztery czekolady tej samej firmy. Wystawiam produktowi mocną czwórkę. Prawdopodobnie za rok sam poszukam w sklepie kartonika z Milka Löffel Ei, aby zapewnić sobie kolejne cztery słodkie pauzy...

Plusy:
+ Śliczne i pomysłowe opakowanie
+ Smaczna czekolada i krem...

Minusy:
- ... który dla niektórych może wydać się odrobinę za słodki
- Odrobinę zbyt wysoka cena (?)

Zdjęcie Milka Löffel Ei pochodzi z: www.forum.pcformat.pl