Pokazywanie postów oznaczonych etykietą renifer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą renifer. Pokaż wszystkie posty

sobota, 27 lutego 2016

Ciuralla, ciuralla... / gangsterskie opowiadanie [1/2]

Spiąłem się i napisałem, ponieważ zewsząd napływały ciepłe opinie na temat Sezonowej Miłości, mojego pierwszego gejowskiego opowiadania erotycznego. Niniejsze opowiadanko jest kontynuacją sagi, która zaczęła się całkiem niewinnie, bo od słodziutkiej nowelki pt. Magia Uszatej Góry. Mamy już więc trylogię! Generalnie, nie trzeba znać poprzednich części, choć uważny czytelnik odnajdzie kilka smaczków. No dobra, może ze dwa. Nie martwcie się jednak, pierwszy akapit to swoiste przypomnienie najważniejszych wątków.

Opowiadanie napisano w ramach wyzwania Kreatywne Spojrzenie, gdzie jakaś laska [edit: Kurayami, jakby nie było polskich imion, na przykład Małgosia lub Kasia] co miesiąc daje nam trzy elementy, które należy wpleść do opowiadania, po czym pod koniec miesiąca redaguje post, w którym zbiera nasze wypociny. Podobno to jakiś sposób na dodatkową promocję czy coś. Nie wiem, nie odczułem, ale przynajmniej jestem zmotywowany do regularnego pisania. Na ten miesiąc dostaliśmy słowa: ptak (w dowolnym tego słowa znaczeniu), okno i czarnoskóry. Wszystkie są pogrubione w tekście.

Jak zawsze czekam na Wasze uwagi i opinie, zarówno odnośnie warstwy technicznej, jak i czysto subiektywnych odczuć po lekturze (mam nadzieję, że lekkiej i satysfakcjonującej). Lojalnie ostrzegam, że tym razem będzie mniej wyuzdanie, choć dużo bardziej wulgarnie, co miało oddać klimat bandyckiego półświatka. Fatalizm sytuacji wymusił bowiem radykalne działania bohaterów...


Dni mijały i wielkimi krokami zbliżał się marzec, a wraz z nim wyjście Gwiazdkowego Zaprzęgu z krzywej czasoprzestrzennej, co oznaczało powrót Mikołaja do wioski i rychłe nadejście wiosny. Na szczęście dla bałwanka, był to chłodny początek roku. Mimo wszystko, Peeping się roztapiał. Niknął w oczach.
– Już czas – powiedział enigmatycznie Kasper, a ślepia miał przy tym smutne, niczym sto przemokniętych kociąt. – Musimy się z nim spotkać.
– Z kim? – Zapytał śnieżny ludzik.
– Z kimś, kto pomoże rozwiązać nasze problemy…
~o~
               Okolica była podła. Sam skraj wioski, magazyny śmierdzących lakierów i składowisko odpadków, a w jednej z nieoświetlonych uliczek stał on, Zapchlony Zad. Lokal o wyjątkowo podłej renomie.
               – Nie podoba mi się to miejsce. Musimy tam wchodzić?
               – Niestety tak. Nie ma innego sposobu – odpowiedział renifer. – Trzymaj się blisko i nie rozglądaj na boki.
               W Zapchlonym Zadzie powietrze było zatęchłe, przeżarte odorem potu, alkoholu i dymu, który drażnił chrapy i szczypał w spojówki. Mimo, że bałwanek nie odczuwał tego typu dyskomfortów, jego również zniechęcał półmrok przy barze i grupka mięśniaków rechoczących przy stole bilardowym z podartym i brudnym suknem. W tle przygrywała discopolowa muzyka najniższych lotów.
Ciuralla, ciuralla,
Weź mojego siuralla,
Dziewczyno za pół stówy,
To ja chcę bez gumy!
Ciuralla, ciuralla…
Dwójka bohaterów dziarsko przedzierała się przez salę, wystawiona na agresywny ostrzał źrenic. Obcinali ich zewsząd, niczym dobrze naostrzone sekatory, a oni starali się przemknąć do barmana jak cienie. Prawie się udało.
               – Ej mały, co się tak gapisz? – Wrzasnął w stronę bałwanka jeden z podejrzanych typów. Bezrękawnik, ramiona pokryte kiepskimi, najpewniej więziennymi, tatuażami. To nie wróżyło nic dobrego.
               – Kto? Ja!? – Wyjąkał Peeping.
               – Tak, ty, marchewkowy fiucie. Nie podobasz mi się. A co robią świeżacy, którzy mi się nie podobają? – Ryknął do swoich ludzi.
               – Axel, proszę… Tylko nie dziś.
               – Zamknij japę barmanie. No więc? Co robią świeżacy!?
               – OBCIĄGAJĄ AXELOWI!!! – krzyknęli chórem.
               – Nie inaczej – mruknął z zadowoleniem obwieś. – Nie inaczej!
               Kto wie, jak potoczyłby się ten wieczór w spelunie, gdyby nie ostra reakcja Kaspra, który postąpił pół kroku i stanął pomiędzy Axelem a Peepingiem. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, a jeśli w pobliżu stałoby coś łatwopalnego, iskry sfajczyłyby wszystko dookoła.
               – To mój cwel – powiedział wolno Kasper. – I ja będę go cwelił. Dzisiaj, jutro i do końca istnienia tego pieprzonego miejsca.
               Axelowi nie spodobała się ta mowa, o czym świadczyć mogła karmazynowa twarz i pulsująca na szyi żyła. Nie lubił obcych, a tym bardziej takich, którzy mieli czelność mu się przeciwstawić. I kiedy wydawało się, że bez draki się nie obejdzie, wielgachny skrzat złagodniał, rozluźnił się i odparł ze sztywną serdecznością.
               – Masz szczęście, że Piegata Meggy sprawiła się dzisiaj w wychodku – wycedził – i miałem zamiar darować świeżakowi. W przeciwnym razie inaczej byś zaśpiewał futrzaku…
               Rogacz uśmiechnął się kącikiem pyska i kiwnął łbem.
               – Postawcie kolejeczkę chłopakom i spierdalajcie. I żebym was tu więcej nie widział!
               – Załatwimy to, co musimy i już nas tu nie ma – hardo oświadczył renifer, lecz widząc bielejące knykcie narwańca, szybko dodał: – a kolejki postawimy dwie. Zdrowie Axela i jego dziarskiej kompanii. Do dna!
               – DO DNA! – Podchwycili podchmieleni klienci. – Zdrowie Axela!
               – A teraz za mną i oczy w podłogę –  cicho warknął Kasper i delikatnie, acz stanowczo, pchnął Peepinga w stronę baru. – Chcemy gadać z Tłustym Jonasem. Jest dzisiaj? – Zwrócił się do barmana.
               – Dobry Boże, dzięki, że ugłaskaliście Axela. Chłopaków Jonasa znajdziecie na piętrze. Tylko starajcie się ich nie wkurwić, są dużo grubszymi rybami niż Axel.
               – Jasna sprawa, choć mają też pewnie więcej oleju w głowie. Chodź Peeping, idziemy!
               – Może… Poczekam na ciebie na zewnątrz? – Zagadnął nieśmiało. – Albo zamówię sobie soczek i posiedzę tutaj?
               – Mowy nie ma. Tłusty Jonas musi zobaczyć, żeby uwierzyć.
               – Dokładnie, synu. Widzę, że znasz się na rzeczy. Ludzie Jonasa siedzą przy stoliku w kącie. Powodzenia!
               – Nie dziękujemy.
~o~
               Parter i piętro Zapchlonego Zadu różniły się od siebie wręcz diametralnie. Na dole było jak w podrzędnym barze, do góry zaś, niczym w szacownym przybytku dla elit. Błyszczący parkiet, czyste ławy, szwedzki bufet pod ścianą. Nikt nie zwracał uwagi na nowych gości, którzy bez trudu odnaleźli poszukiwanych delikwentów.
               – Który z was to Tłusty Jonas? – Zaczął renifer. – Mamy do niego interes.
               Dwójka dobrze zbudowanych, czarnoskórych skrzatów nie odezwała się i swobodnie kontynuowała grę w karty. Trwało to kilka chwil, zanim partia dobiegła końca, a siedzący mężczyźni zaszczycili przybyszów spojrzeniem.
               – Nie ma go – odburknął jeden z nich. Ten, którego policzek szpeciła świeżo wygojona blizna.
               – A gdzie mogę go znaleźć?
               – W piachu. Nie żyje.
               – W takim razie, my już sobie pójdziemy… – przebąknął bałwanek, lecz zamilkł słysząc karcące syknięcie partnera.
               – A to ciekawe, bo ja myślę, że żyje. I ma się całkiem dobrze.
               – Jesteście psami? – Zapytał drugi murzyn z drwiną w głosie. – Jeśli tak, to zajebiście was zakonspirowali.
               – Mówiłem już, mamy sprawę. Duży biznes – z naciskiem powiedział renifer. – Wiem, że Tłusty Jonas byłby wielce zainteresowany.
               – Może tak, a może nie – podniósł się gwałtownie bandzior z poharatanym policzkiem.
               – Spokojnie, Knut. Dajmy dzieciakowi powiedzieć, co mu leży na serduchu – uspokoił go koleżka i odłożył karty na bok. – Mów śmiało, pilnujemy interesów Jonasa.
               Kasper mocno się wahał. Milczał przez chwilę.
               – Nie jesteś do nas przekonany, co? Zapytaj kogokolwiek w tej knajpie. Wszyscy wiedzą, że pracujemy dla Tłuściocha od lat. To z nami trzeba gadać, żeby załatwić coś z szefem.
               – Dobra, niech będzie – renifer rozejrzał się, pochylił konfidencjonalnie łeb, po czym wyszeptał cicho, choć dobitnie i pewnie. – Chcemy odjebać Mikołaja.
               Bałwanek wytrzeszczył węgielki i wydał dźwięk podobny do przełknięcia śliny. Dwójka czarnoskórych pokiwała głowami z uznaniem.
               – No, no. Naprawdę spora rzecz…
~o~
               – W co ty nas wpakowałeś? W co ty nas wpakowałeś do cholery? – Gorączkował się Peeping gdy już omówili szczegóły i opuścili lokal.
               – Nic wielkiego. Ratuję tylko twój jebany tyłek – odpowiedział chłodno Kasper.
               – Czy nie moglibyśmy poprosić Mikołaja o piasek z klepsydry? Tylko kilka ziaren...
               Renifer spojrzał na swojego przyjaciela i kochanka.
               – Nie wiesz jaki on jest. Wszystkim w wiosce będzie się lepiej żyło. Uwierz mi.
               – Przyznaj, że mścisz się za to, że nie chciał wziąć cię do Gwiazdkowego Zaprzęgu! – wyrzucił bałwanek, choć widząc brak reakcji partnera, zdecydował się uderzyć w inne tony. – A co ze mną? Ja nie mam już nic do gadania?
               – Ty masz po prostu przeżyć. A przeżywają ci, którzy zawczasu podejmują ryzyko.
~o~
Plan był prosty. Bałwanek wkrada się w łaski Matyldy, pomagając jej w zwyczajowych zajęciach, głównie przy odgarnianiu śniegu i zamiataniu obejścia rezydencji Mikołaja. To nie powinno być trudne, gdyż wszyscy znają bezinteresowność i pracowitość Peepinga, która wreszcie przyniesie wymierne korzyści. W wolnej chwili, wyczekując na odpowiednią okazję, śnieżny człowiek musi zdobyć odcisk kluczy. Chłopaki od Tłustego Jonasa mają wtyki w zakładzie metalurgicznym i załatwią odlew. Skombinują również giwery, a cała czwórka konspiratorów zawita do Mikołaja od razu po jego powrocie z rozwożenia prezentów, licząc na zmęczenie i zaskoczenie grubasa w pidżamie. Renifer i bałwan biorą klepsydrę i jedną trzecią kosztowności, Tłusty Jonas z ferajną inkasują dwie trzecie, magiczny proszek dla latających reniferów i bezdenny wór. Proste jak budowa cepa.


– Dziękuję mały, że pomagasz mi sprzątać przed powrotem męża. Twoja pomoc jest nieoceniona – zaszczebiotała krzątająca się po okolicy Matylda, obdarzając swojego rozmówce uroczym uśmiechem.
– Nie ma sprawy. Wszyscy z niecierpliwością czekamy na powrót Mikołaja – powiedział sztucznie bałwanek i poczuł do siebie odrazę, choć w gruncie rzeczy, mówił prawdę. – Dzisiaj będę już leciał, wpadnę jutro o tej samej porze!
– Jasne, Peepingu. Uważaj na siebie.
Bałwanek skłonił się grzecznie, tak jak miał to w zwyczaju i… O KURWA, CHUJ I JA PIERDOLĘ. Spod kapelusika wypadło mydełko z odciskiem kluczy do furty i domu Mikołaja. Matylda schyliła się, podniosła mydełko i z rozbawieniem wręczyła je bałwankowi.
– Jesteś niemożliwy! Inne środki czyszczące też ze sobą nosisz?
– Eee… No jasne! Mam tu gdzieś jeszcze podręczną buteleczkę płynu do mycia okien – wyrzucił z siebie szybko niczym karabin i spanikowany wydarł mydło z dłoni Matyldy. – Już mnie tu nie ma!
Oddalił się prędko, a gdy odszedł już kawałek od rezydencji Mikołaja, oparł się o ścianę jednego z budynku i roztrzęsiony osunął się po niej na ziemię. Mydło upadło odciskiem do śniegu, Matylda niczego nie zauważyła. Nie można było mieć większego farta.
Kilka chwil później minęło go dwóch rosłych skrzatów, którzy taszczyli ciężką, drewnianą skrzynię w stronę rezydencji. Mrugnęli do niego porozumiewawczo, lecz Peeping nie miał pojęcia o co może im chodzić, choć dwójka osiłków wydała mu się znajoma. Może popijali drinki w Zapchlonym Zadzie? Nie ważne, czarne plamy przed węgielkami bałwanka powoli znikały, gdzieś w tle, jakby pod wodą, usłyszał zdziwiony głos żony Mikołaja, która zapewniała, że jej mąż niczego nie zamawiał.
Wszystko to było bez znaczenia. ON wykonał już swoje zadanie, kluczowe dla powodzenia akcji. Trzeba tylko przekazać odciski czarnuchom od Tłustego Jonasa i czekać na powrót brodatego sukinsyna.

CIĄG DALSZY NASTĄPI…
FINAŁ HISTORII ZA MIESIĄC!
Kopiowanie zawartości bloga lub jego części bez pisemnej zgody właściciela strony jest zabronione.
Zdjęcie pochodzi z:
klik. Piosenka, której cytat umieściłem w tekście pochodzi z: klik!

środa, 2 grudnia 2015

XMAS SWEETS: GOPLANA Mister Ron


Seria okolicznościowa na Kultura & Fetysze! Od końca listopada, aż do samiusieńkiej Gwiazdki, pojawiać się będzie maaaasa recenzji słodyczy. A żeby było po nowoczesnemu i ze szczyptą SWAGu, to cykl nazywa się XMAS SWEETS (archiwalne wpisy znajdziecie w zakładce RECENZJE JEDZENIA), a pewną drobną innowacją jest tzw. skala słodkości, określająca pocieszność i świąteczność produktu, a także, w mniejszej części - smak. Skala przyjmuje wartości od 1 do 10, gdzie 1 oznacza absolutną ponurość i nieświąteczność, a 10 znaczy mniej więcej tyle, że smakołyk urzekł mnie niczym Szeregowy z Pingwinów z Madagaskaru.

No, Kochani, jedziemy dalej z tym słodkim koksem. Dziś na podorędziu leży GOPLANA Mister Ron, cukierki z kremem o smaku truskawkowym (43%) i śmietankowym (35%) w czekoladzie. Cholernie słodka rzecz pozostawiająca w ustach smaczek agresywnej, plastikowej truskawki i jogurtu. Mimo wszystko całkiem to wszystko zjadliwe, jak na moje kubeczki smakowe.

W 98 gramowym opakowaniu za około 7 złotych zawiera się 9 (słownie: dziewięć) cuksów. Te nie są co prawda mikroskopijne, bo tylko niewiele mniejsze od zdepniętych piłeczek pingpongowych, ale przyznajcie sami – cena zbytnio nie zachęca...


Jeśli przyjrzymy się składowi smakołyku, znajdziemy m.in.: dużo cukru, tłuszczy roślinnych (palmowego, shea, rzepakowego i kakaowego), tłuszczu mlecznego, a także emulgatory (E 476), serwatkę w proszku, mleko w proszku, śmietankę w proszku, proszek truskawkowy, aromaty i barwniki (E 162). Pieprzeni rusznikarze – tyle tam prochu, że mogliby wyekwipować połowę ISIS… Tradycyjnie wspomnę też, że może zawierać orzechy arachidowe, inne orzechy, jaja oraz zboża zawierające gluten.


Czas na ocenę świątecznego artworku! Mocno ssie. Mikołaj i Renifer w czapce wyglądają jak złożeni z autokształtów w popularnym edytorze tekstowym. Dno. Już lepiej jakby zostawili samą wstążkę, napis, choineczki i gwiazdki w biało-złotej kolorystyce. Chciałbym również doczepić się do ułożenia kolorów nadzienia. Bardzo niepoprawnie politycznie – odwrócona flaga. Mam nadzieję, że komisja śledcza powołana przez PIS już się tym zajmuje. Nie chcemy lewaków, którzy deptają po polskiej fladze narodowej i bezczeszczą piękną symbolikę. Nie jesteśmy przecież obywatelami Indonezji!

Wartość na skali słodkości dla GOPLANA Mister Ron - 3!
Uzasadnienie: Znośny smak nie ratuje gównianego designu.
Cena też jest kiepska. Ładny jest kształt pudełka i zapach
sztucznej truskawki z jego wnętrza. Rzekłem surowo.

PS: Tak mówimy Goplana, Goplana, ale właściwie marka należy do grupy Colian, która trzyma w swojej tłustej łapie już wiele, wiele firm produkujących słodyczki: Solidarność, Jutrzenka, Grześki, Familijne, Jeżyki, Akuku! Nie ma co – silny gracz!

W serii XMAS SWEETS ukazały się do tej pory: MIESZKO Marcepan PralinesALGIDA Piernikowa Kanapka i Kalendarz Adwentowy POMORZANKA. Zapraszam do dalszego zasładzania umysłów.

Nikt mi nie zabroni, splatać wokół palca,
sznurka, na którym wiszą paciorki różańca!
Mordy w kagańcach przecież nie mogą ugryźć,
los każdego powstańca sprawił, że jestem dumny!
                                             ~Jinx, Jedyna Słuszna Droga