Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fatih University. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fatih University. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 listopada 2013

ERASMUS LIFE #12



Ali, Fuat i Maciej!
Poprzedni weekend był bardzo przyjemną odskocznią od zatłoczonej metropolii! Wraz ze sporą częścią populacji naszego akademika, uciekliśmy na chwilę na wybrzeże Morza Egejskiego. Całkowity koszt wycieczki to jedyne 60 lir. Dla porównania - przyzwoity döner i duży Ayran to jakieś 10 lir. Moja cudowna, nowa kurteczka - 65 lir (stargowane ze 120, bo: zniżka studencka, jestem Polakiem, bardzo drogo przyjacielu, moja mama jest chora i desperacka symulacja opuszczenia sklepu - taki bogaty wachlarz bazarowych argumentów został użyty). Hajs się zgadza!

Zaczynam sobie uświadamiać, jak bardzo mocno moja facjata
przypomina facjatę rodzica płci męskiej. Ta sama szczęka, podobne włosy,
oczy, nawet uśmiech... Aaa!
Trzeba jednak zaznaczyć, że głównym celem wyjazdu była integracja, nie aktywny wypoczynek (choć i tak widzieliśmy niemało). Koszty udało się ściąć głównie przez nocowanie na kanapach w lokalnym akademiku i korzystanie z tanich linii lotniczych.

Pierwszy dzień to kąpiel w morzu i wieczorny spacer po Bodrum. Pamiętacie jak marzyłem o odwiedzeniu Zamku Św. Piotra? W weekendy zamknięty. Trzeba zadowolić się kilkoma fotkami z zewnątrz. Pamiętacie jak łudziłem się, że zobaczę ruiny Mauzoleum? Figa! Punkt zbyt oddalony od naszej trasy. Sobotę spędziłem więc na integracyjnym narzekaniu z Selҫukiem. Choć nie da się ukryć, że parę widoczków zaparło dech w piersiach.

Jaką bogatą symbolikę można przypisać temu zdjęciu!

Latające dywany! Tanio!
Nawet zwykła furtka potrafi pobudzić wyobraźnię #magiczny_ogród
Bodrum :C Zamek Św. Piotra :C Daleko w tle :C
Odbudowa kościółka Batı Cephesi w Bodrum
Pięknie!
Drugi dzień był o niebo lepszy! Wymarłe Marmaris z cudownym, małym zameczkiem na wzgórzu i setkami uśpionych stateczków, łodzi i jachtów zbudowało magiczny klimat. Później podróż jedną z takich łódek w okolicach Fethiye, oglądanie naturalnego akwarium przez przezroczystą taflę wody (Bajka! Ale fotki nie wyszły - you lose!) i rybny kebab. Na koniec dnia zabytkowe wiatraki i rzut oka na przytulone do wzgórza ludzkie siedliska, przypominające nieco stada świetlików. Dusza robi się bardziej poetycka!

Fuat (Arabia Saudyjska) - jeden z lepszych ziomków ostatnio! ;)
I pogoda całkiem, całkiem. W Polsce pewnie ciut zimniej.. ;]
Krabby (Pokemon #098). Ash złapał go własnoręcznie.
Ja chyba też bym dał radę! ;] 
Można by tutaj nawet zamieszkać...  Hmm...

Udało się zacieśnić niektóre przyjaźnie, poznać kilku nowych znajomków. Jedyna minus - zabawnie podróżuje się w towarzystwie muzułmanów, którzy mają w zwyczaju modlić się pięć razy dziennie. Wymusza to częste postoje. Z drugiej jednak strony, melodyjne śpiewy islamistów, oglądane na żywo, tuż przy Twoim łóżku, zapewniają niecodzienne wrażenia. Powoli krystalizuje się mój plan, który zamierzam ziścić po zakończeniu semestru. Ale na razie ani słowa. Czuję, że będzie znakomicie!

Boski zameczek w Marmamis. Thing to do in the future: spędzić
kawałek zimy z narzeczoną w tym magicznym zakątku.
Magiiiiia!
Co za uliczki! :O

Zaczynam się przyzwyczajać, że każdy dzień niesie ze sobą nowe przygody. Na przykład: rano dostajesz łupnia w szachy, grając z kandydatem na szachowego mistrza rodem z Kirgistanu. Później ucinasz sobie pogawędkę z Nigeryjczykiem, który nie potrafi zrozumieć jak chrześcijanie mogą wierzyć w jedność Trójcy Świętej (swoją drogą pytanie tak mnie zaskoczyło, że ciężko było sensownie odpowiedzieć; nigdy nie poddawałem tego głębszej refleksji, przyjmowałem bezwiednie). Następnie luźne rozmowy z Holenderką w ostatnich promieniach (zimowego?) słońca, by pod koniec dnia, w autobusie, analizować urodę poznanych dziewcząt wraz z Ukraińcem. Zabójcza puenta mojego rozmówcy: Polki i Ukrainki są takie same - każda jedna jest dzi*ką. Jako socjolog sprzeciwiłem się krzywdzącej generalizacji, ale... cóż, wszystko zależy od punktu widzenia. Po ostatnich perturbacjach jakoś nie kwapię się już tak bardzo do bronienia szlachetności kobiecych charakterów (chamska reklama: Tryptyk).

Chyba odrobinkę girl style... Zniewieściałem...
Pozytywna skojarzenie z marką to biznesowy klucz do sukcesu!
Do mnie to trafia! ;)
PS1: Wyselekcjonowałem znacznie więcej fajnych zdjęć do tego posta, ale myślę, że co za dużo to niezdrowo. Nie chcę Was zanudzać. Poza tym wszystko ładuje się taaaaaaak wolnooooo...

PS2: Ah! Zapomniałem się pochwalić wynikiem z egzaminu z Tureckiego - bardzo przyzwoite 83%!

PS3: Z przykrością stwierdzam, że blog nadal nie ma satysfakcjonującego feedbacku. Wiem, że szata graficzna nie zachęca, ALE treść (!), zdjęcia (!), humor (!), erudycja autora (!) to blogowa Liga Mistrzów. No przynajmniej Liga Europejska. I to nie ta w wykonaniu warszawskiej Legii, przez którą najadłem się tutaj sporo wstydu... Jeśli tak dalej pójdzie (i nie będzie sygnałów zwrotnych), przestaną pojawiać się nowe posty. I umrzecie. Niebawem.

Hep beni sev. Tak właśnie...
Istanbul. No place like home... Just kidding ;]

niedziela, 17 listopada 2013

ERASMUS LIFE #11

Pionek na szachownicy życia... ;]

Tydzień minął na pisaninie. Dobra wiadomość jest taka, że mam napisaną prawie połowę prac. Mniejszą połowę, jeśli możemy tak to określić...

Właściwie dzisiejszy post jest zbędny, ale przyzwyczaiłem się do regularnego niedzielnego stukania w klawiaturę. Zdarzyło się co prawda kilka rzeczy wartych uwagi, jak na przykład zgubienie i znalezienie telefonu, wycieczka samochodowa z nieznajomymi tureckimi studentami czy dalsze szukanie idealnego punktu gastronomicznego, ale nie warto się o tym rozpisywać. Smaczki zachowam dla siebie. No i mam za sobą pierwszy egzamin z tureckiego. Był dość łatwy, ale jestem na siebie zły, bo kilka rzeczy poplątałem przez zwykłe gapiostwo i brak koncentracji.

Pojedynek dwóch koreańskich arcymistrzów! :O
Dzisiaj lecę na bazarek przy dworcu autobusowym Otogar po jakąś cieplejszą kurteczkę i może coś z długim rękawem. Niby nie jest bardzo zimno, ale mamy tutaj cholerny wiatr na suburbiach (kurczę, podoba mi się to zdanie!). Kilka tygodni temu widziałem całkiem sensowne wdzianko od Giorgio Armaniego. Życzcie mi udanych łowów! ;)

No i najważniejszy news: za tydzień wyruszam na weekendową wycieczkę do Bodrum! Co prawda miejsce to lepiej odwiedzać podczas cieplejszych pór roku, ale co zrobić - terminu Erasmusa sam sobie nie wybierałem (po części...). Mam nadzieję, że zobaczę Zamek św. Piotra, ruiny Mauzoleum (jednego z 7 cudów świata), może dyskotekę Halikarnas? Najlepsze jest to, że wycieczka kosztuje tylko 60 lir, a lecimy tam samolotem! W życiu bym się nie zdecydował na takie podejrzane warunki, gdyby nie to, że organizatorem jest nasz akademik. Ot, małe plusiki prywatnej uczelni.

Ci to mają dobrze, boiska, trybuny...
Dzisiaj Marathon Eurasia. Chciałem wziąć udział we 8 kilometrowym Free Runie (chyba coś jeszcze zostało z wakacyjnego szlifowania formy), ale nie wiem do końca jak to działa. Trzeba było się chyba dużo wcześniej zarejestrować, zapłacić i wstać wcześnie rano. No to podziękowałem. A dla samego oglądanie nie warto brnąć przez pół miasta. Bez śniadania.

Ćwicz, ćwicz! Wrócisz nabity jak kabanos!
Jako, że dzisiaj krótko, to kilka podstawowych tureckich słówek (aż dziwne, że nie wrzuciłem ich wcześniej!):
Merhaba! - Cześć!
Ne haber? - Jak leci? (takie tureckie What's up?, w wymowie możemy pominąć h i złączyć wyrazy)
Ne var ne yok? - Jak się masz?/Co słychać? (alternatywa dla Nasılsın?)
İyiyim, teşekkür ederim - Mam się dobrze, dziękuję bardzo.
Pardon - Przepraszam! (w znaczeniu Excuse me!, przydatne w autobusach...)
Özür dilerim! - Przepraszam! (w znaczeniu, jest mi przykro, że wpadłaś przeze mnie w kałużę)
Kolay gelsin - Take it easy! (powtarzane szczególnie często gdy zasypują nas prace pisemne)
Sanada - Wzajemnie!/Tobie również!
Görüşürüz! - Do zobaczenia!

Pigułka informacyjna - większość liter wymawia się analogicznie do polskich. Jest kilka wyjątków jak:
y = ], ı = [ y ], v = ], j = ż ]. Ö i ü tak jak w niemieckim. Ç i ş to takie tureckie ć i ś. I to na razie wystarczy! W sumie to wszystko macie w słownikach i translatorach, więc nie wiem po co się wysilam... ;) Wszystko dla Was! ;] Lecę!


Z archiwum: dwóch najbardziej pomocnych Turków w akademiku:
Ali i Ilkay! <3
Z archiwum: zdjątko grupowe w Parku Miniatur
Perełka! Znów nie powinienem, ale uległem :C
Jeśli jednak przeliczymy to na kebaby, to w Polsce ta płyta kosztuje
ok. cztery dobre kebaby, tutaj zaledwie dwa.

niedziela, 10 listopada 2013

ERASMUS LIFE #10

Bangkok czy Istanbul? :O
Jubileuszowy, dziesiąty wpis! Szkoda tylko, że tym razem nie mam nic szczególnie ciekawego do opowiedzenia/pokazania. Miałem ostatnio sporo pracy (2 prezentacje) i dwa dni temu zaczęła się sesja. Nawet nie wiem jak nazwać to po polsku - sesja śródsemestralna? Egzaminy cząstkowe? Sprawdzenie, czy studenci robią coś poza marnowaniem pieniędzy swoich rodziców na prywatnej uczelni? Zostańmy przy angielskim middle-terms. Prawdę mówiąc mam tylko jeden egzamin (z podstaw tureckiego), ale za to w cholerę pisaniny. I to tak naprawdę w cholerę! Podejrzewam, że w tym semestrze spłodzę około 30 stron angielskiego maszynopisu, co idzie strasznie opornie... Jedyny pozytyw - pozwoli mi to improve my language skills ;]

Z cyklu: jedz tanio i smacznie z Shihchuanem Alim Chuangiem -
ryż z kurczakiem i sałatą za jedyne 3.25 tele!
Kto powiedział, że Turcy nie mają do siebie dystansu? ;)
Trochę zabawy z translatorem = trochę śmiechu!
(mam nadzieję, że po powiększeniu coś widać...)
Ten tydzień to raczej kulturalna pustynia. Poruszam się głównie według algorytmu: akademik - campus - tanie żarcie. Kończy się etap bycia turystą, zaczyna się bycie osiedleńcem. Żeby obrazowo przedstawić zmiany: skończyły się polskie kosmetyki, zaczynam mieć swoje ulubione produkty spożywcze, sprzedawcy w okolicy zaczynają mnie witać z uśmiechem, przestaję chować wszystkie rzeczy do szuflady i szaf (wykształciło się coś w rodzaju sąsiedzkiego zaufania), ciepło klozetowej deski przestaje niepokoić (w końcu to nasza wspólna pula bakterii). Minęła już prawie połowa mojego pobytu, a wrócę na pewno przed 28 lutego. Skąd ta pewność? Wreszcie otrzymałem swoje pozwolenie na pobyt, a że nie chcę narażać się na grzywnę lub zakaz wjazdu do Turcji na 5 lat, terminu dotrzymam. Kto wie, może będę chciał tutaj wracać? Poza tym pamiętam, że muszę zdać coś tam w Polsce przed 29 lutego.

Wreszcie! Całkowicie legalny pobyt w Turcji ;]
Work in progress...
Jako, że egzamin z tureckiego mam dzisiaj (kto wymyśla egzaminy w niedzielę!?) i chcę powtórzyć te wszystkie dziwne słówka i bezsensowne zlepki - wpisik będzie krótki, bez zbędnej gadaniny. Ekskluzywny materiał pt. Turcja z mojego okna. Jak się podoba - skrobnij komentarz, bardzo mnie to zawsze jara ;]

1. Mleko - co oni tam budują, Wieżę Babel? Nie widać wierzchołków!
2. Anne (mama) - piękny przykład uniwersalizmu kulturowego ;]
3. Bezdomne psy - pełnoprawni użytkownicy chodników
4. Mobilny sklep z ubraniami przy placu budowy; bardzo sprytnie!
5. Już możecie inteligentowi je#ać po uszach od brzasku? [...]
Grunt, że ku#wa inteligent załatwiony na dzień cały! - Dzień Świra
6. A więc to prawda z tym szczawiem Niesiołowskiego? Mam nadzieję, że
kobieta zbiera zieleninę dla królików, nie dla swojej rodziny...
7. ... byłoby to tym bardziej smutne, że niektórzy dokarmiają bezdomne psy,
rzucając im kawałki mięsa i chleba z samochodów
8. Plac budowy - po ukończeniu wszystkich robót populacja dzielnicy
skoczy o... bo ja wiem... przynajmniej parę tysięcy ludzi!
9. Kloszardzi - według niektórych ekspertów, Istanbul nie tonie
w śmieciach tylko dzięki nim.
PS: Bardzo smutna nowina - nie udało się zdobyć biletów na mecz Fenerbahҫe vs Galatasaray. Słyszałem, że jest jakaś grubsza afera, bo prawie wszystkie wejściówki zgarnęli działacze, sponsorzy, rodziny i znajomi sponsorów itd. Szkoda, byłby to być może najlepszy mecz ligowy w życiu... A wczoraj jaki meczyk z Ruchem! Palce lizać! Po powrocie zamieniam trykot Tottiego na Lovrencsicsa! Obowiązkowo, póki jeszcze gra w Poznaniu!

Zachód Słońca po zakończeniu zajęć - cudownie!

niedziela, 29 września 2013

ERASMUS LIFE #4

Najbardziej reprezentatywny budynek naszego uniwerku (blok R)!
Widoczki lepsze niż z Kurnika na Szamażewie ;)
Za mną pierwszy tydzień wykładów! Boli mnie, że polskie lenie mają jeszcze wakacje, no ale chyba nie ma co narzekać ;) Fakt, że nie mam większych problemów ze zrozumieniem öğretmenler jest wielce uspokajający. Wyjątkiem są tylko zajęcia z Religion in society, gdzie światowy, młody profesor lubi używać precyzyjnych czasowników i mocno udziwnionych przymiotników. Nie warto się jednak martwić na zapas. Sądzę że nikt nie będzie chciał sprawiać większych kłopotów studenciakowi z Polski. Jestem przecież kimś na kształt... endangered specie!?

Plan lekcji mam nie najgorszy, tematyka wydaje się dość interesująca (szczególnie History of Ottoman Thought I) ale nie udało się wyłuskać żadnego wolnego dnia. Teoretycznie mogłem próbować upchnąć wszystkie przedmioty w trzy dni, nie wiem tylko jak zareagowałyby na to moje zwoje mózgowe (pomijając już wątek zerowego wyboru poznawanych zagadnień, które przy kryterium czasowym schodzą na dalszy plan). Ah, no i nie wspomniałem, że jeden blok zajęciowy trwa tutaj aż 3 godziny... Prowadzący starają się jednak uskuteczniać zwyczaj częstych przerw. Plusem są szybkie finisze zajęć we wtorki i piątki - odpowiednio 12 i 10! Podsumowując: mam 19 godzin zajęć tygodniowo (kurs Basic Turkish I to bowiem cztery, nie trzy godziny). A mówili, że na Erasmusie taka opierdułka, że ETCSy leżą na ulicy, wystarczy się tylko po nie schylić. Nie podoba mi się gadka o esejach i middle term exams... Brzydko mi to pachnie pracą i obowiązkami, oj brzydko!

Zamieniłem godło i krzyż na portrety Atatürka - wstyd mi :C
Na szczęście nie czuję się TAK na wykładach. Uuuf!
No i w piątek trzeba było udać się na Komisariat w Fatih Emniyet żeby złożyć dokumenty potrzebne do otrzymania prawa pobytu. Urząd wyznaczył termin na 19.30, podczas gdy kasa do uiszczania opłat jest otwarta tylko do 15/16. Oznacza to mniej więcej tyle, że będę musiał wpaść tam również w poniedziałek. Na szczęście mój współlokator zasygnalizował chęć wyświadczenia mi przysługi i zapłacenia również za mnie (nie ma zbyt wiele do roboty posiadając jedynie DWA kursy). Oby tylko nie robili żadnych problemów (dojazd z akademika na główny komisariat to ponad półtora godzinna wyprawa metrobusem i metrem).

Kolacja w MarmaraPark po urzędniczym piekle. Nowa postać:
 Sara z Portugalii - lvl 21, specjalna umiejętności: wiedza na temat Premier League!
Wiem, że dużo zdjęć przy jedzeniu, ale jeść trzeba...
Ulzhan, Aydana i moja skromna osoba!
Wczoraj w ramach międzynarodowej integracji odbyliśmy wycieczkę na Wyspy Książęce! Nie ma nic lepszego niż cieplutkie, poranne tosty popijane sokiem wiśniowym w małej knajpce przy przystani. Docelowy punkt naszej wycieczki to iście malowniczy zakątek o intrygującej historii (zachęcam do poszperania). Niestety nie do końca udało mi się zwiedzić Büyükada, gdyż nieopatrznie wysiadłem na złej wyspie (Wyspie-Fort, po turecku: Burgazada). Koniec końców wyszło na dobre, gdyż poznałem kilku nowych studentów, którzy tak jak ja wysiedli zbyt wcześnie (nie była to do końca wina naszego gapiostwa, ale nadprogramowego przystanku na trasie). Wraz z Amerykanką, Nigeryjczykiem, Afgańczykiem i dwoma Kirgistańczykami musieliśmy poczekać godzinę na kolejną łódź (swoją drogą taka mieszanka jeszcze kilka tygodni temu byłaby dla mnie totalną abstrakcją). W tym czasie poszwendaliśmy się po pobliskich uliczkach i napiliśmy się czegoś ciepłego (ja zamiast herbaty wybrałem uspokajającą melisę). Po dwóch godzinach dogoniliśmy resztę grupy, nie obyło się jednak bez monstrualnego uszczerbku na naszym czasie wolnym. Nie było już sensu wypożyczać rowerów. Czasu starczyło akurat na wizytę w małym meczecie i obiad z naszymi akademickimi opiekunami! Szkoda, bardzo chciałem zobaczyć dom Lwa Dawidowicza Trockiego!

Burgazada czyli Wyspa-Fort!
Jellyfishes! Jellyfishes!
Mały meczecik na Büyükadzie. Wiem, wiem że nie powinienem robić
zdjęć modlącym się Muzułmanom, ale tworzy to niesamowity klimat
!
 
Powrót do Stambułu z częścią zagubionej ekipy!
No i na koniec dobra wiadomość - do naszej akademikowej paczki dołączył Litwin! Brat Słowianin, sojusznik z Korony! Wreszcie ktoś wyglądający jak ja! No może jestem odrobinę przystojniejszy... :D

Słodki prezencik od Aliego! Smakował lepiej niż wygląda! ;)
Dzisiaj pogoda jest świetna, grzechem byłoby siedzieć w akademiku. Pora ruszyć się nad nasze jeziorko!