Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nykiel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nykiel. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 maja 2015

RECENZJA #74: Never Alone / Kisima Innitchuna (PS4)


Dobrze jest mieć abonament PlayStation Plus, bo co miesiąc wpadają jakieś indykowe gierki, które są miłymi przerywnikami, a w które na pewno inaczej bym nie zagrał. Miłym odkryciem z kwietnia jest Never Alone - przepiękna platformówka osadzona w świecie inuickich (eskimoskich) wierzeń i filozofii życia zgodnej z naturą (dacie wiarę - autorzy wspominają o konsultacjach z blisko 40 autochtonami z alaskijskich plemion, głównie radami starszych i gawędziarzami!).
Tak naprawdę mamy tutaj dość niewiele gry w grze (podobna przypadłość co w The Order 1886, nieprawdaż?), a fragmenty kiedy musimy coś na ekranie wykonać były w moim przypadku obowiązkiem. Głównie przez toporne sterowanie i  postacie (dziewczynka Nuna i śnieżny lis), które często się blokują, mają spóźnioną reakcję lub porywa ich arktyczny wiatr przy zmianie aktywnego heroska. Rzucanie bolas (broń miotana, obciążniki na lince) to już kompletna tragedia, choć trzeba przyznać, że ma w sobie klimatyczną nieporadność... Celowanie tym paskudztwem jest jednak mocno uciążliwe i nie przynosi żadnego funu.

Zorza polarna, niedźwiedź, Mali Ludzie, Zły Człowiek, Lodowy Olbrzym -
to będą nasi najwięksi przeciwnicy w czasie podróży. Ach, no i oczywiście wiatr!
Nie chciałoby mi się przechodzić tej zręcznościowej minigierki z kilkoma logicznymi zagwostkami, lecz jest coś, co warto w programie odkryć. Są to 24 świadectwa kultury przybliżające sylwetki mieszkańców nieprzyjaznej Alaski i ich sposoby radzenia sobie w ciężkich warunkach klimatycznych. Kilkudziesięciosekundowe filmiki są zrealizowane z polotem, w świetnej jakości, niczym najlepsze materiały wprost z National Geographic. Mamy kolejny już dowód (po świetnym Valiant Hearts: The Great War), że gry mogą być naprawdę edukacyjne. Nie jak brokuł polany czekoladą - ani smaczny, ani zdrowy. Drażniło tylko to, że niektóre identyczne kadry przewijały się w przekazach zbyt często (np. przygotowywanie posiłku).
I co tu zrobić z przyznaniem ocenki? Za warstwę artystyczną i przekaz należy się nawet dycha, ale ostatecznie najważniejsza jest przyjemność z rozgrywki, która tutaj występuje w dość śladowych ilościach (to raczej ulga, że udało się posunąć poziom naprzód i można dalej zająć się arcyciekawą fabułą, bo doczłapało się do kolejnego punktu zapisu). Poziomom nie można jednak odmówić kompletnego braku pomysłowości: musimy gęsto korzystać ze wszystkich umiejętności postaci, a areny zmagań dość mocno się od siebie różnią. Ze dwa razy w ciągu tych... niespełna trzech godzin zabawy, cmoknąłem nawet z uznaniem dla jakiegoś rozwiązania czy zagadki. Nie mogę jednak dać nic więcej niż 6/10, a to i tak ciut zawyżona nota. Zresztą kto by się w tym przypadku przejmował oceną? Warto zagrać, żeby mieć w przyszłości argument dla tych, którzy twierdzą że gry są rozrywką dla zakompleksionych szczeniaków, o!

Acha, można grać we dwójkę! Czy to zatem dobra gra na zapoznanie mniej bystrej dziewuszki z padem? Raczej nie, lepiej pokazać jej same świadectwa kultury, żeby archaiczny gameplay nie zniechęcił jej całkowicie do konsol...

Mróz! Przykrywa mapę lód!
Roztańczył się wiatr!
Gdzie spojrzeć garby zasp!
[...] Śnieg!
Przykleja się do rzęs!
Zamarzam na śmierć!
Już przestaje krążyć krew!
                ~Natalia Nykiel, Pół dziewczyna

Materiały pochodzą z: http://www.playstation.com/pl-pl/games/never-alone-ps4/

środa, 4 marca 2015

Ulubieńcy lutego!

Wielu (b/v)loggerów uskutecznia coś na kształt katalogu rzeczy, które danego miesiąca najbardziej przypadły im do gustu lub po prostu się z nimi bliżej zetknęli. Trochę mnie już znacie i wiecie, że bardzo lubię eksperymentować z formą (treścią zresztą też), zobaczmy więc jak odnajdę się w takiej stylistyce. Już prawie machnąłem ręką i chciałem powiedzieć pal licho z tym lutym, ale coś mnie natchnęło. Sprawdź też Ulubieńców stycznia!


#JEDZONKO
Pasta z tuńczykiem spod szyldu Marinero. Dostępna w Biedronce, także w innych smakach (suszone pomidory, mintaj czy jajka). Groszowe sprawy, a świetnie urozmaica śniadanko. Duże kawałki ryby, odpowiednia... wilgotność na kanapce i konsystencja. Oprócz tego tęsknota za smakami Świąt, więc najadłem się sporo mandarynek. Na zapas.


#KSIĄŻKA
Czytałem całkiem sporo. Oprócz recenzowanego Carte Blanche (klik!), warto wspomnieć o pozycji Bloger i Social Media spod pióra Tomczyka. Cóż, efekciarsko i miejscami da radę znaleźć jakieś pożyteczne wskazówki, ale im dłużej obcuję z pozycjami Kominka, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wstrzelił się w dobry okres i miał cholernie dużo szczęścia. Oczywiście nie sposób odmówić mu talentu i (zapewne) ciężkiej pracy, ale bez farta mniej by mu się udało. Fabularyzowane fragmenty i dialogi z Andrzejem czytało się bardzo przyjemnie. Całość ma ręce i nogi, trochę rozwinęła mój pogląd na blogowanie. Wyciągnąłem dla siebie wszystko co przydatne i nadal bardzo poważnie myślę o nowym projekcie. To byłoby dopiero moje unikatowe miejsce w sieci! Tak naprawdę w lutym przeczytałem coś jeszcze, recenzję wrzucę na dniach, a jest to coś, co naprawdę mnie rozwaliło. Dlatego zasługuje na szersze omówienie. Na razie nie zdradzę co to... ;>

#FILM
Dużo mniej filmów. Za to bardzo mitologicznie: Legenda Herkulesa i Immortals. Bogowie i herosi. To pierwsze to całkiem udana reinterpretacja ze zjadliwymi scenami walki, drugie to lekki i przyjemny przerywnik. Inspirujące momenty i epickość - jak najbardziej są. Prócz tego wreszcie rozpocząłem swoją przygodę z House of Cards i łyknąłem cały let's play z Wiedźmina 2: Zabójcy Królów. Ciekawe przeżycie oglądać jak ktoś gra, przypomina to trochę serial. Ah i Birdman - film, który ma tyle płaszczyzn interpretacji, że nawet się z nim nie mierzę w osobnej recenzji. Oglądało się nieźle, daje do myślenia.

#MUZYKA
Wciąż obracam się w tych samych klimatach: Natalia Nykiel i jakieś rapowe (prywatne) klasyki, czyli absolutnie nic nowego. Sprawdziło się co prawda nowe utwory Quebonafide z milionem teledysków, ale jakoś nie mam specjalnej ochoty do nich wracać. Chyba nic nie przebije sentymentu do Eklektyki, przynajmniej u mnie. #SALUTE

#GRA
Szybko skończyłem sesje i zafundowałem sobie sowitą nagrodę! Boże, spędziłem ok. 80 godzin grając w Dragon Age: Inkwizycja. Podejrzewam, że prędzej czy później pojawi się jakaś recenzyjka. Pozytywna recenzyjka. Do kompletu wpadło GTA V, ale dziwna sprawa - jakoś mnie nie ciągnie. Niby fajnie, można sobie pojeździć i podziwiać cudowną grafikę, jest humor, ale ta przypadkowość i sztuczna filmowość misji trochę mnie nużą. Latanie samolotami i helikopterami? Zdecydowanie tego nie lubię...


#KOMIKS
Trochę klasyki - Lucky Luck wydany w twardej oprawie przez Egmont w serii Klub Świata Komiksu. Goscinny pisał historie prawie pięćdziesiąt lat temu, a Morris mistrzowsko je rysował. Niewiarygodne. Mam wrażenie, że kilka żartów dziś by nie przeszło, bo ktoś uznałby postacie za zbyt rasistowsko lub uwłaczająco naszkicowane. Drobiazgowość i estetyka kadru wciąż zachwycają. W turkusowym tomiku znajdziemy trzy perypetie najszybszej spluwy Dzikiego Zachodu: Dwudziesty pułk kawalerii, Eskorta i Zasieki na prerii. Westernowe historie pełną gębą, prawie 150 stron soczystej akcji!


#KOSMETYK
Kolejna rzecz do golenia. Pianka firmy Oriflame z ekstraktem z kaktusa do skóry normalnej. Pianka jak pianka, jaka jest każdy kojarzy, jeśli nie z twarzy, to z nóg i okolic brzoskwinki. Ta ładnie, odświeżająco pachnie i wygodnie się dawkuje. Wyposażona w technologię poślizgu, cokolwiek to znaczy. Made in Poland.

Gdybym miał polecić coś z powyższych szczególnie mocno, to chyba wskazałbym Dragon Age: Inkwizycja. Jest w wersji na komputer i stare konsole. Dobra fabuła, przestronne mapy i coś co w grach ostatnio cenię najbardziej: autorzy mieli gdzieś czy zobaczymy wszystko, czy zaledwie delikatnie zanurzymy się w świecie Thedas. No i podobno można wejść w homoseksualny związek. Miau!