niedziela, 14 grudnia 2014

RECENZJA #51: Zakochany tyran - Hinako Takanaga


Oj, ostatnimi czasy czytam sporo dziwacznych rzeczy. Dawno nie miałem w rękach żadnej japońskiej mangi (ostatnio to chyba Dragon Ball Z, Naturo albo coś równie mainstreamowego). To od czego by tu zacząć? WIEM! Manga o gejowskich rozterkach (tzw. Yaoi) będzie w sam raz!

Trzy tomy Zakochanego tyrana przeczytałem trochę dla beki, żeby zobaczyć, czy da się przez to przebrnąć. Cóż... Dało się. Perypetie Souichi Tatsumiego i Tetsuhiro Morinagamy, czyli doktoranta i studenta pierwszego roku z Wydziału Rolnictwa na Uniwersytecie w Nagoi, są gimnazjalne, wręcz absurdalne, a emocje towarzyszące odrzuceniu i tęsknocie są wielokrotnie wywlekane na wszystkie możliwe strony, ale czytało się bezmyślnie, szybko i dość przyjemnie.

Młodszy chce, starszy jest homofobem z przykrymi doświadczeniami, ale koniec końców udostępnia koledze kakaowe oczko. Potem homofob drze się wniebogłosy, zarzeka się, że nie będzie więcej tego robić, ale później na swój sposób zaczyna rozglądać się za męską pieszczotą. Tak mniej więcej wygląda zarys fabuły w recenzowanym tytule. Przez kilkaset stron. Czasem poważniejsze, przykre doświadczenia z przeszłości, czasem więcej humoru i lekkość. Tomów jest jak na razie osiem, na polski przetłumaczono i wydano pięć, ja przeczytałem zaledwie trzy. To uprawnia mnie do napisania recenzji #rzetelność_polskiej_blogsfery

Sceny erotyczne zostały naszkicowane bez większych szczegółów, choć kształty wyprężonych fallusów przy zaledwie odrobinie wyobraźni są empirycznie dostępne. Hinako Takanaga (rysowniczka i scenarzystka) wyraźnie lubuje się w szkicowaniu wszelkiego rodzaju płynów ustrojowych. W niektórych kadrach dłonie bohaterów wręcz ociekają od nasienia i soku jelitowego. Sporo śmiechu!

Bardzo miłe jest to, że autorka często kieruje losami postaci uwzględniając życzenia czytelników, którzy ponoć nieustannie zapychają jej skrzynkę mailową najróżniejszymi prośbami (np. chcę zobaczyć wniebowziętego kouhai*, proszę, proooooszę!). To fajny rodzaj twórczej interakcji, wyszło lepiej niż w Rycerzu Agacie z Demlandu...

Gwoli ścisłości muszę napomknąć, że saga o dwóch (tfu!) homosiach jest sequelem innej mangi (Challengers). Ciężko mi powiedzieć, czy ona również traktuje o wyzwolonych orientacjach seksualnych, chyba nie. Jako przebieżka Zakochany tyran sprawdził się znakomicie, bo teraz w łapki wpadło mi coś naprawdę mocnego - Death Note. I to jest dopiero solidna powieść graficzna z sensacyjną, zapierającą dech w piersiach intrygą. Zakochany tyran to zaledwie ciekawostka, miałki przerywnik, materialny dowód moralnej degrengolady, którym nie powinni zajmować się ludzie poważni. Myślałeś o prezencie dla kolegi, który jest trochę nie-ten-teges? Można rozważyć wydawnictwo ze stajni (dobór słowa nieprzypadkowy) Kotori!

PS: Powstała nawet adaptacja anime i słuchowisko! #ejakulacja_radości

PS2: Nad tekstem pracował zespół redakcyjny złożony z ludzi różnej rasy, narodowości, przekonań i wierzeń. Tekst nie ma na celu urażenia niczyich uczuć, wszelkie podobieństwa do prawdziwych postaci i faktów są przypadkowe. Smile and keep dystans Człowieniu! ;)


* kouhai - dosłownie młodszy stażem/wiekiem, określenie używane w zorganizowanych grupach społecznych, takich jak szkoły czy kluby sportowe. Widzicie ile możecie się nauczyć na blogu Kultura & Fetysze!?

3 komentarze:

  1. Paradne! uśmiałem się do łez! :D
    ~kolega socjolog (gr. 3)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, jedyna manga jaką czytałam to Chobbits. (Całkiem fajne, nie wiem czemu niektórzy się nabijają)
    Pierwszy raz widzę, żeby ktoś pisał recenzje "chińskich komiksów". Bardzo pomysłowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo cały ten blog jest pomysłowy, zapraszam częściej! ;)

      Usuń