Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 maja 2014

RECENZJA #25: Opowieści ze świata Wiedźmina


Bałem się tej antologii. Najlepsi rosyjscy i ukraińscy pisarze fantasy napisali ten tom opowiadań zainspirowani światem Wiedźmina, polskiego pisarza Andrzeja Sapkowskiego - to informacja z tyłu okładki. A z przodu olbrzymi, rzucający się w oczy tytuł: Opowieści ze świata Wiedźmina. Otóż nie, powinno być Opowieści inspirowane Wiedźminem. Przypuszczam, że ktoś mógł się nabrać i wrzucić do koszyka dziełko, będąc przekonanym że to tekst  od Pana Andrzeja, co z pewnością było celowym zamysłem. A w niektórych historiach nie znajdziemy nawet krótkiej wzmianki o bohaterze polskiej popkultury, nie wspominając już nawet o Północnych Królestwach Kontynentu. Ja zakupiłem książkę z ciekawości, choć zarówno cena (teraz 46, wcześniej 49 zł) jak i patronaty (m.in. Playboy Polska) szczególnie mnie nie zachęciły. Przyjrzyjmy się po kolei każdemu z opowiadań (w miarę możliwości bez spoilerowania). Czasem będę się pastwił, ale to dobrze - dawno tego nie robiłem i zaczynałem tęsknić!

Ballada o smoku, Leonid Kudriawcew
Zaczyna się całkiem dobrze - zgrabna historia, która po kosmetycznych zmianach pasowałaby do uniwersum. Podobny humor, ale dialogi mniej błyskotliwe i Jaskier jakiś dużo głupszy niż w oryginale... Sporo się dzieje, fabuła jest dynamiczna. Denerwują tylko drobne szczegóły: naciągana postać Radio i podejrzanie długie macki sługi w złotej liberii. Wydaje mi się, że Kudriawcew ma trochę mniej doszlifowany warsztat od Sapkowskiego, ale wyrobi się, jestem o to spokojny! 3.5/5

Jednooki Orfeusz, Michaił Uspienskij
Czytając, czułem się jak w zbiorze opowiadań inicjujących Pięcioksiąg! Znośna, acz przewidywalna fabuła opierająca się na pustych kieszeniach dwójki naszych dobrych znajomych - poety i zabójcy potworów. Postacie zarysowane podobnie jak w oryginale, tylko Jaskier jakby więcej klął. Ze dwa razy cichutko parsknąłem śmiechem. Na plus również, że historia nie jest rozwleczona, co było powtarzającym się błędem w większości tekstów. 4/5

Lutnia, i to wszystko, Maria Galina
Niemałe zaskoczenie! Pięknie i smutno. Głębokie rozprawy na temat miłości i zawodu barda (strony 106 czy 109) połączone z wyśmienitymi opisami kulinarnymi (choćby ten ze strony 115)! Inne niż reszta opowiadań, inne niż Wiedźmin, ale jednocześnie tak bliskie jeśli mowa o umiejętności igrania z konwencją! Nie wszystko rozumiem, ale jest pięknie, trochę się wzruszałem. Jeśli miałbym szufladkować, to włożyłbym gdzieś między Dżumę i Opowiadaniami Borowskiego. 5/5

Wesoły, niewinny i bez serca, Władimir Arieniew
Cholera, ale było ciężko mi przez to przebrnąć. Przede wszystkim za długie, ze źle budowanym napięciem (może i mam małe prawo do krytykowania, ale swoje w życiu zdążyłem przeczytać). Kilkanaście stron jest przegadanych, niezrozumiałych. Może to przez to, że walczyłem z epizodem przez kilka wieczorów? Widać inspirację Piotrusiem Panem, który nie ma nic, kompletnie NIC wspólnego z Wiedźminem. Są może jakieś drobne przebłyski, ale bardzo się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem koniec historii o Stefanie Żurawiu. Naprawdę mi ulżyło, a chyba nie o to chodzi, prawda? 2/5

Barwy bohaterstwa, Władimir Wasiliew
Kompletna wariacja, przeniesienie Geralta do przyszłości, w świat szalonych machin, gangów motocyklowych, rejestratorów i nadajników. Choć historia jest mierna, czyta się ją lekko i przyjemnie, jest nawet przyjemny zwrot akcji i dreszczyk emocji! Ocena pewnie jest zawyżona z racji tego, że opowiadanie jest następne w kolejności, zaraz po całkowicie dennym. Klimat jest jednak dobry, co mocno ratuje Wiedźmina z Wielkiego Kijowa! 4/5

Okupanci, Aleksandr Zołotko
Historia raczej tu nie pasuje. Mamy kilka fajnych, historycznych odwołań, polski kontekst, ale całość jest okraszona kiepskimi dialogami i miejscami zbyt dużym odklejeniem od rzeczywistości - czytelnik może się z łatwością pogubić. Był potencjał, ale nie został zgubiony, sporo małych niedoróbek. Wiedźmina też brak! 2.5/5

Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za tych, których..., Andriej Bielanin
A to zgrywusek jakiś napisał. Jedna wielka prześmiewczość i sarkazm. Ładnie to hula, nie wiedziałem, że Yennefer jest Polką! Miejscami jest groteskowo i ciężko rozróżnić, czy autor mówi coś na serio, czy robi sobie żarty z polskiej historii. Jest też trzecia opcja - Wiedźmin miał być zwyczajnym bucem, który ociąga się z wynoszeniem śmieci... Dostrzegam bystrą symbolikę, głębsze przesłanie, choć nie do końca umiem wszystko zinterpretować. Dobra ocena jednak się należy! 4/5

Gry na serio, Siergiej Legieza
Totalnie nie rozumiem jak takie ścierwo mogło wejść do antologii. Poplątane, niby miały być jakieś odniesienia do papierowych gier RPG, a jest jakieś bajdurzenie o technologii, czarach, nie wiadomo czym. Albo ja jestem taki głupi i twardogłowy, albo komuś nieźle się popieprzyło, że pozwolił na wejście tego... tekstu do zbioru. Jesteśmy permanentnie zagubieni w świecie przedstawionym. Wiem, wiem było ich kilka... Całości nie ratuje nawet sporadyczna, sensowna uwaga czy przemyślenia natury filozoficznej. Kretyńskie imiona bohatera, jednym z bohaterów jest ponoć sam Pan Andrzej, Trojan jak mniemam... Lepiej byłoby, gdyby historia nie znalazła się w tomie. Co ja mówię! Lepiej gdyby w ogóle nie powstała. Miałbym lepsze wspomnienie o lekturze. 1.5/5
 
 
Podsumowując: nie chcę odbierać wydawnictwu Solaris chleba od ust, ale nie radzę czytelnikom kupowania tego dzieła. Można na przykład siąść sobie w ustronnym miejscu i poczytać niektóre opowiadania w Empiku czy MediaMarkt. Jeśli oczekujecie (i lubicie) wiernego odwzorowania uniwersów, to przechodźcie obok Opowieści ze świata Wiedźmina z daleka (połowa historii przyprawi Was jedynie o palpitacje serca). Jeśli jednak szukacie świeżego spojrzenia, czegoś mocno pokręconego, to łaskawie pozwalam Wam zakupić recenzowaną pozycję. Chociaż 46 złotych to jednak odrobinę za dużo, ja poświęciłem je tylko dlatego, żeby móc dokonać subiektywnej recenzji na bloga (oczywiście w sklepach internetowych znajdziemy egzemplarze już od 35 złotych, mówię tu o cenie ze sklepów konwencjonalnych). Oby tylko pozwoliło mi to ustrzec Was przed popełnieniem podobnego błędu. Z obliczeń matematycznych wynika, że całość otrzymuje średniawą notę: ~3,44. To chyba dość jasna informacja...

Znowu słyszę głosy, że jesteśmy tylko ludem,
a ja powiem jak Sapkowski - to nawet nie jest argument!
                               ~LaikIke1, Mój Dyspstryk

wtorek, 18 lutego 2014

RECENZJA #21: Sezon Burz. Wiedźmin - Andrzej Sapkowski


Zaległość z listopada, która zdecydowanie mierziła najbardziej - nadrobiona! Pamiętam z jakim zapałem rozpoczynałem swoją przygodę z Ostatnim Życzeniem, później Mieczem Przeznaczenia i Pięcioksięgiem! Pełen zestaw dostałem od... mamy. Na Wielkanoc. Mama wie co dobre!

Ile to już lat od ostatnich papierowych przygód Geralta z Rivii? Internet podpowiada, że czternaście. Pan Andrzej zarzekał się, że nie będzie żadnych prequeli, sequeli czy spin-offów w wiedźmińskim uniwersum, ale słowa nie dotrzymał i temat pociągnął. Wiele osób poczuło się oszukanych i rozgoryczonych. Niech nie czytają i grzebią białowłosego. Ja tam uważam, że autor ma prawo zmienić (lub nawet zmieniać) zdanie, pod warunkiem że nie jest to tylko odcinanie kuponów (czego nigdy nie możemy być pewni). Jakie znaczenie ma jednak motywacja, skoro Sapkowski nadal jest w wybornej formie i żaden polski pisarz fantasy lepiej od niego piórem fechtować nie zdoła? Żadnego.

Całość pochłonąłem w jakieś cztery dni. Poszłoby szybciej, ale mam kilka pobocznych zajęć. Poza tym zawsze jest dylemat - delektować się powolutku czy zaspokoić głód ciekawości. Sto stron dziennie to odpowiednia dawka, horacjański złoty środek. Co zasługuje na pochwałę? Już wymieniam!

Niezmiennie świetny klimat podlewany naturalnym, błyskotliwym dialogiem. Dowcipne puenty i przewrotnie rzecz ujmując wiele mówiące niedomówienia to znak rozpoznawczy autora. Rzuciłem okiem na kilka dialogów z pierwszych dwóch tomów opowiadań i doświadczenie pisarza wyraźnie procentuje. Geralt i inne postacie są może bardziej małomówne i mrukliwe, ale trafiają ku*wa w setno. Odpowiednia dawka wulgaryzmów, archaizmów, neologizmów i języka popularnonaukowego to zdecydowanie największa zaleta pozycji. Zdarzył się jednak jeden, czy dwa fragmenty kiedy żart na zakończenie opisu wydał mi się nieco wymuszony. Ale co ja tam wiem, nie jestem godzien wiązać sznurówek... Frajdę sprawia odnajdywanie odwołań z rozmów bohaterów w odstępach >200 stron. To mi się podoba, nie ma ciągnięcia czytelnika za rączkę. Zapomniałeś nazwiska rodowego czy konotacji rodzinnej trzecioplanowej postaci? Wertuj albo giń!
 
Ciężko napisać coś więcej bez spoilerowania. Pewnym novum są gęsto rozsiane między rozdziałami interludia, które są świetnym uzupełnieniem historii i rozjaśniają bardziej zagmatwane wątki. Korespondencja czarodziejów czy dalszy los Nikefora Muusa - miód i malina! Podobnie jak zajście na stacji pocztowej z Addario Backiem. I rozdział piętnasty - świeży i trzymający w napięciu. Oczywiście pojawiają się również dobrze znane z twórczości Sapkowskiego motta na początku każdego rozdziału. Raz jest to Szekspir, raz Jaskier, fragment zmyślonego traktat pseudonaukowego czy książki kucharskiej. Niby szczegóły, ale czy nie na nich opiera się sukces wiedźmina?

Zmierzając ku podsumowaniu tego wazeliniarstwa - Sezon Burz nie zawiódł. Autor jest już bardzo doświadczonym twórcą i świetnie panuje nad wykreowanymi postaciami. Jak zawsze mamy ironiczne zabawy stereotypami i rzeczywistością w krzywym zwierciadle (rozmowa Koral i Yennefer to mocno wisielczy humor, ale jakże prawdziwy). Nieludzie okazują się bardziej ludzcy od ludzi, magia postulująca ciągły rozwój to jedna wielka, skorumpowana ściema (zdaje się, że między wierszami możemy wyłuskać kilka prztyczków w nos nauki), a Biały Wilk ląduje w łożach kolejnych czarodziejek lub ich uczennic (naliczyć możemy trzy takie relacje; co do jednej nie mamy pewności czy została należycie skonsumowana). Enigmatyczna końcówka dzieła to godne pożegnanie. Ale czy na zawsze? To się dopiero okaże. Ja nie chciałbym kończyć tej długiej znajomości...

I można narzekać, że schemat powieści się nie zmienia. Że pachnie odrobinę Reinmarem von Bielau z Trylogii Husyckiej, ale jak inaczej rzucić wiedźmina w wir wydarzeń? Trzeba spuścić go z deszczu pod rynnę, zabrać mu miecze i wrzucić w jeszcze większe gówno. Po leniwym początku akcja toczy się więc wartko, mamy kilka punktów kulminacyjnych i naprawdę niezłą finał na dworze Kerack. Pan Andrzej udowodnił, że Żmija była tylko chwilowym spadkiem formy, nie do końca udanym eksperymentem. Lub czymś na co nie byliśmy jeszcze gotowi. Za recenzowaną książkę - piątka plus, bodaj pierwsza na blogu (skalę oficjalnie zamyka pięć oczek, ale nie dajmy się tak ograniczać). Może to sentyment, może syndrom psychofana lub zwyczajny brak obiektywizmu. A nie, zapomniałem! Przecież to tylko moja opinia.

Jestem bardziej skłonny wystawiać wyższe noty wytworom kultury, które coś w moim życiu zmieniły, coś nowego mi pokazały. Tym razem główną przesłanką jest kunszt autora. Chciałbym kiedyś zbliżyć się do tego poziomu opisywania świata. Opis to brudny, plastyczny ale jednocześnie uroczo figlarny, w którym akceptujemy wszystko bez zbędnych pytań. Bo wszystko jest dalece przekonywujące.

Plusy:
+ Dialogi, humor, klimat
+ Złożona lecz spójna historia
+ Odświeżony bestiariusz do zaciukania (lub nie - Aguara, wielki props!)
+ Zabawa konwencją, okazja do poszukiwań analogii do tu i teraz
+ Postać Lytty Neyd <3

Minusy (szukane mooocno na siłę):
- Miejscami wymuszone silenie się na zabawną puentę
(chociażby strona 156, pierwsze cztery linijki, żeby nie być gołosłownym)
- Nie do końca przekonywująca postać Ortolana
(choć jego naiwny charakter to zapewnie kolejna zabawa literacka)
- Miejscami zbędne opisy, dobre ale zbędne
(czy czarodzieje są aż tacy chętni do opowiadania o przemyśle węglowo-drzewnym?)
-Po co to wiedźmin w tytule? Rozumiem, że marketing i te sprawy, ale come on...

Strzeżcie się rozczarowań, bo pozory mylą. Takimi, jakimi
wydają się być, rzeczy są rzadko. A kobiety nigdy.
                               ~Jaskier, Pół wieku poezji

Zdjęcie okładki pochodzi z: www.merlin.pl

wtorek, 10 września 2013

RECENZJA #17: Wybór opowiadań - Marek Hłasko



Zdarzają się czasem książki, o których chce się napisać. Bez specjalnego pomysłu na notkę, ot tak po prostu, bo są dla nas ważne. Zbiór najlepszych opowiadań Marka Hłaski (wydany w 1993) to jedna z takich pozycji. Niesamowicie jara mnie to, że ludzie żyli, myśleli i tworzyli przed moim narodzeniem. Bo przecież dopiero kiedy rodzi się człowiek, rodzi się (jego) wszechświat! Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Ile zdarzyło się przed nami i poza nami? Czy tylko we mnie odzywa się taka egotyczna natura?

Wypożyczyłem omawiane dziełko w chwili, kiedy (delikatnie mówiąc) nie byłem w zbyt dobrej formie psychicznej. Klimat większości opowiadań świetnie wpasował się w mój nastrój. Zdałem sobie nawet sprawę, że gdyby nie mój paskudny humor, to nie zrozumiałbym większości z nich. Chyba trzeba było coś stracić, żeby w pełni je pojąć. 

Nie chcę spoilerować i streszczać fabuł, powiem tylko, że większość z nich ociera się o groteskę, traktuje o upodleniu relacji damsko-męskich i zawiedzionych nadziejach. Moi faworyci to: Lombard złudzeń, Port pragnień, Amor nie przyszedł dziś wieczorem i Odlatujemy w niebo. Już same tytuły rozbudzają wyobraźnie, są niesłychanie plastyczne i eteryczne, prawda? Najmniej do gustu przypadła mi historie pt.: Baza Sokołowska i Pętla. Być może przez swoją długość - moim zdaniem autor lepiej odnajduje się w krótszych, kilkustronicowych formach. Rozterki wewnętrzne głównego bohatera Pętli przypominają mi nieco chaotyczne myśli z Obłędu Jerzego Krzysztonia. Tak bardzo żałuję, że zapomniałem przeczytać do końca tą znakomitą powieść. Chyba mój największy zawód wakacji, zaraz po tym miłosnym... :)

Ah, no i nie wspomniałem, że Hłasko w cudownie lekki sposób prowadzi dialogi, mistrzowsko posługując się slangiem i wszelkiego rodzaju dźwiękonaśladownictwem!

Polecam opowiadania polskiego literata-buntownika wszystkim tym, którzy lubią się zdołować w melancholijne, jesienne popołudnia. Serio - można wpaść w małą depresję!

Zdjęcie pochodzi z: www.kameralnakawiarnia.pl

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

RECENZJA #1: Listonosz - Charles Bukowski




Gdzieś obiło mi się o uszy, że polscy raperzy zaczęli szukać inspiracji w książkach Charlesa Bukowskiego (nie pamiętam tylko czy jako pierwszy mówił o tym Mes, Eldo, VNM, czy inny Pezet). Nieźle - pomyślałem - dobrze, że inspiruje ich coś więcej niż hajs, koks i dziwki.

Sam długo przymierzałem się do przeczytania którejś z powieści Amerykanina niemieckiego pochodzenia. Mój apetyt zaostrzył się po obejrzeniu Ćmy Barowej i kilku wywiadów z Bukowskim na youtube. Ciekawy facet - pomyślałem - poczytam sobie, skoro pisał o hajsie, wyścigach konnych i alkoholu. No i może o dziwkach, nie zapominaj o dziwkach!

Miałem szczęście - wolny egzemplarz Listonosza (ang. Post Office) czekał na mnie w uniwersyteckiej bibliotece. Stary, zmurszały wolumin ze śladem kubka na łososiowej okładce i wypadającymi kartkami dodał powieści specyficznego uroku. Było czytane - pomyślałem - nic dziwnego, przecież to o...

Pierwsze strony dzieła lekko mnie zniechęciły. Niedużo nawet zabrakło żebym zwątpił w geniusz autora i zrezygnował z lektury. Na szczęście jednak przetrwałem te kilkanaście kartek fabularnego zaczynu i jak się później okazało - było warto. Codzienne perypetie pomocnika listonosza, a później etatowego pracownika poczty, Hanka Chinanskiego nabrały rumieńców. Przyznam, że nie liczyłem partnerek głównego bohatera, ale na kartach powieści przewinęło się ich sporo, podobnie zresztą jak butelczyn wszelkiej maści trunków. Sceny seksu i melanżowania nie przytłaczają jednak całości, są zgrabnie splecione z utarczkami z przełożonymi i nieerotyczną sferą związków. W pewnym momencie poczciwego (i w gruncie rzeczy wrażliwego) Hanka można uznać nawet za człowieka ustatkowanego, może nawet szczęśliwego. Stan ten nie trwa jednak zbyt długo.

Nie chciałbym zdradzać więcej szczegółów fabuły, żeby nie odebrać potencjalnemu czytelnikowi przyjemności z lektury. Dodam tylko, że los stawia przed bohaterem różne życiowe wyzwania: [SPOILER] rywalizację z innym mężczyzną, śmierć żony czy narodziny dziecka [KONIEC SPOILERA]. Bukowski z lekkością i pewną dozą humoru opisuje wszystkie te ważne dla dżentelmena wydarzenia. Na plus należy także zaliczyć poważne traktowanie czytelnika - czujność zostanie nagrodzona odnalezieniem pewnych ciągłości anegdot, co dodatkowo umili odbiór i podkreśli atrakcyjną, gawędziarską formę.

Jest jeszcze jedna rzecz, która zasługuje na pochwałę - plastyczne zaprezentowana amerykańska rzeczywistość lat '70. Chodzi tu na przykład o fragmenty opisujące posuniętą do granic absurdu biurokratyzację działania Urzędu Pocztowego, realia rodzinnej miejscowości Joyce czy relacje międzyrasowe. Bardzo nietuzinkowe jest również zakończenie powieści.

Podsumowując: polecam książkę wszystkim tym, którzy nie boją się wulgaryzmów i bezkompromisowych historii z życia dobrotliwych drani. Błyskotliwe obserwacje Hanka, swobodny styl narracji i leniwa miejscami akcja z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu, ale spróbować nie szkodzi. Ja wystawiam tytułowi solidną czwórkę plus w szkolnej skali ocen.


Plusy:
+ Luźna, gawędziarska narracja
+ Wyważenie dorosłych treści
+ Sugestywny obraz amerykańskiego społeczeństwa
+ Kapitalne wątki poboczne (listonosz Mathew, wymontowywaniu kranów itd.)

Minusy:
- Fragmentami nudna i ślamazarnie tocząca się akcja
- Niektóre postacie znikają z horyzontu wydarzeń bez wyjaśnienia (celowy zabieg?)

Zdjęcie Charlesa Bukowskiego pochodzi z: www.planetaplus.pl