sobota, 22 lutego 2014

ERASMUS LIFE #25

Historia Myśli Osmańskiej - najbardziej inspirujący kurs EVER!
Od lewej Murat, Paul Ballanfat, Rabia i Merve
Się pokonywało tę drogę dziesięć razy w tygodniu... eeh :C 
Nie chcę w nieskończoność odcinać kuponów i na siłę tworzyć treści związanych z Turcją, gdyż moja podróż (niestety) dobiegła końca. Pora zamknąć cykl i pokusić się o drobne podsumowanie. Te pięć miesięcy odcisnęło na mnie spore piętno. Zapewne nie raz znajdziecie jeszcze odwołania do tego ważnego w moim życiu epizodu. Nie nazwę Turcji drugą Ojczyzną, ale drugim Domem już tak. Kto by się jeszcze rok temu spodziewał, że będę dysponował taką pulą informacji o tym dość egzotycznym dla Polaka kraju. Wiedza ta, że tak pozwolę sobie to ująć, jest próby najwyższej, bo wypłynęła z pięciomiesięcznej empirii. Ale koniec z nawijaniem makaronu na uszy, co tak naprawdę dał mi ten wyjazd?
  • Podszkoliłem język. Nigdy wcześniej nie musiałem używać angielskiego tak często i przez tak długi okres. Non stop. Sprzyjał mi brak Polaków. Jeśli miał(e/a)ś z angielskiego dobre oceny i wydaje ci się, że umiesz mówić w tym języku - przemyśl to jeszcze raz. Mi też się wydawało, że mówię dobrze, póki nie uczestniczyłem w kursie prowadzonym przez Anglika. Jego akcent, zasób słownictwa, szybkość i swobodna w artykulacji idei były nieprawdopodobnym wręcz wyzwaniem. Nie twierdzę, że mówię teraz rewelacyjnie, bo wciąż miewam kompromitujące braki w każdym aspekcie mowy. Raz na zawsze przełamałem jednak barierę językową i potrafię wysławiać się w miarę płynnie, bez większych zacięć, sprytnie omijając luki w leksykonie. I co najważniejsze - nauczyłem się myśleć po angielsku, co znacznie skraca czas językowej reakcji. Wiem też ile przede mną pracy. Kluczowe będzie troska o zdobyte skillsy.
  • Poznałem ludzi. W wstępie napisałem, że Turcja to mój drugi dom. I nie jest to tylko z dupy wzięty slogan. Może powinienem jednak bardziej doprecyzować - Istanbul to mój drugi dom. Wiele osób zapewniło mnie, że czeka na mój powrót i zawsze ugości mnie skrawkiem podłogi, skórką czerstwego chleba czy kubeczkiem mętnej wody. Bardzo to miłe i nie ukrywam, że chciałbym kiedyś skorzystać z tej sposobności i wrócić do Bizancjum. Prawdopodobnie ten kapitał społeczny z czasem zacznie się kurczyć, trzeba o niego zadbać.
  • Poznałem obcą kulturę i smak życia w wielkim mieście. Styl życia mieszkańców Istanbulu prawdopodobnie ma wiele wspólnego ze stylem życia mieszkańców innych metropolii. Ci, którzy nie wyściubili nosów z tego molocha nie przeżyli zbyt dużo. Ja jednak poszedłem krok dalej i posmakowałem żywota w mniejszych ośrodkach, w domach moich przyjaciół. Inne zwyczaje, architektura, kuchnia, język - niesamowite przeżycie. I raczej nie radzę obrażać Muzułmanów w moim towarzystwie. Zbyt długo maczałem z nimi chleb w jednej misie, żeby darzyć szacunkiem osoby, które powtarzają jakieś farmazony.
  • Przełamałem szarą codzienność i przeżyłem coś. Cholernie nudził mnie każdy nowy semestr, niczym nie różniący się od poprzedniego. Wystarczyło trochę odwagi i udało się zmienić całkowicie wszystko. Jeśli życie to łapanie okazji - jestem w tym nie najgorszy. Uczelnia opłaciła mi (przynajmniej w ok. 80%) jedne z najciekawszych i najdłuższych wakacji w życiu. Zdaje się, że potrzebowałem też spojrzeć na kilka spraw z zewnątrz, aby wrócić z otwartą głową. Zebrałem trochę materiału na bloga, inspiracji do pracy artystyczno-pisarskiej, poznałem kilka historii ludzi, przy których do dziś łapię za głowę. Podróże kształcą...
  • Samodzielność. Kiedyś zastanawiałem się jak to jest przeprowadzić się do innego miasta, żeby rozpocząć studia. W głębi serca nawet podziwiałem takich odważnych ludzi, bo mam to (nie)szczęście mieszkać w dużym mieście z rodzinką. Teraz nie robi to na mnie większego wrażenia. Oferta pracy z Dubaju? To od kiedy mogę zaczynać?

Kurban Bayram, Święto Ofiarowania.
Przepraszam jeśli jesteś wrażliw(y/a) na takie zdjęcia, ale tak wygląda życie...
Skórowanie. Oszczędzę wam reszty zdjęć...
Zabawne, jak jeden wybór może mieć wpływ na dalsze życie i postrzeganie świata. Zawsze mnie to fascynuje. Dzięki wyborowi profilu przyrodniczego poznałem swoją licealną paczkę i w konsekwencji kilka innych osób, które były dla mnie ważne. Wystarczyło złożyć papiery o przeniesienie do klasy humanistycznej (pieprzone ułamki punktów) i moje wspomnienia mogłyby być diametralnie inne. Ale nie zrobiłem tego, bo znałem dwie dziewczyny - koleżanki z obozu w Nowej Studnicy. No i nie lubię latać, zmieniać, kombinować. Uznałem, że tak miało być, to zostaję na biol-chemie. Z jedną z tych znajomych nadal mam świetny kontakt. Wydaje mi się, że mogę na Nią liczyć. Podobnie było z wybraniem Turcji. Czemu Turcja, czemu Turcja? Bo czemu nie, to w końcu główny spadkobierca Imperium Osmańskiego. Lepszy czas przeżyłbym w Czechach? Nie sądzę...

Bosfor... A w tle most kogo? Atatürka!
Wszystko ma sobie szczyptę przypadku. Ale przypadek to nie wszystko.

I ostatni "mądra" myśl, która mi chodzi po głowie - nie pozwólcie innym żyć Waszymi marzeniami (#trener_osobisty). I mimo to, że konsekwentnie powtarzam, że Erasmus w Turcji nie był moim wielkim snem (a raczej spontaniczną decyzją, podyktowaną zblazowaniem i nudą), to cieszę się, że to właśnie ja tam byłem. I ja tego wszystkiego doświadczyłem. Nie Ty, Drogi Czytelniku. Ja.

I w Campusie było spoko żarełko...
...ale zabierzcie wszystkie fast foody i otwórzcie Popeyes Louisiana Kitchen
w Polsce! <3
PS: Dotarły do mnie głosy, że niektórych zadziwiło moje milczenie kiedy byłem abroad. To prawda, w większości przypadków sam nie inicjowałem rozmów. Z nikim. A to z prostego względu - ja jestem jeden, Was jest dosyć dużo. Były dwie drogi: utrzymywać kontakt ze wszystkimi z Polski (kosztem życia niewirtualnego), albo na pewien czas go ograniczyć i skupić się na nowo poznanych ludziach. Proszę nie wysuwać jakiś daleko idących wniosków, nie zapomniałem skąd jestem (klik). Mieliście mojego bloga, gdzie jestem emocjonalnie nagi, odsłaniam wszystkie słabe punkty. Niektórzy później dopytywali o szczegóły. Zawsze odpisywałem.

Gdzie się podziało słońce z Izmiru?
Odważysz się zagrać?
Ali, Ali, Ali... I miss Tarsus!
Skończyły się też pieczone kasztanki (blee) i kukurydza...
W sumie to z kilkoma osobami nie chciało mi się gadać. Taka nieco odświeżona filozofia życia. Bo ilu z Was było ze mną kiedy czołgałem się z dna (klik)? Starczą mi palce jednej ręki, żeby Was policzyć. I Wy będziecie ze mną na szczycie, obiecuje Wam to. Niewykluczone też, że blog to substytut przyjaciela. Tak niewiele osób potrafi mnie słuchać. Z tak niewieloma osobami potrafię rozmawiać #żyletki.

Osman & (Ding) Dong! [*] 
Maltana Ananasowa, brak mi cię! :C
Grać całymi dniami w Pokemony, kiedy współlokator jest w środku sesji?
#uroki_życia_w_akademiku, #Shihchuan_best_friend :D
PS2: Niektórzy mówią też, że w niektórych wpisach kulała stylistyka i pojawiały się błędy. Bardzo możliwe, gdyż (1) nie umiem pisać zbyt poprawnie, (2) presja czasu miażdżyła mi skronie, (3) mam dość specyficzny tok myślenia, który nie zawsze da się prosto przekuć w plik tekstowy. Jeśli widzicie coś bardzo rażącego - please, let me know. Poprawię. Nie ma to już jednak większego znaczenia, a błędy to jakaś dodatkowa informacja o wpisie (Oho! Chłopaczek żył jak TGV!). Może jak kiedyś będę sobie czytał stare wpisy to wygładzę odrobinę całość (oczywiście bez ingerencji w oryginalny content). Wszystko powinno zostać tak, jak podówczas spisał kronikarz. Rozumiecie - moje emocje, moja historia. Historia to znaczy przeszłość. Z Internetu nic nie znika. Dobrze, że mam czyste sumienie i zostawiam tu tylko prawdę.

A jak tam z alkoholem Maciej, pewnie nie mają co? Taaa, nie mają...
Fatih, Fatih... Nic nie będzie takie jak dawniej!
Do u recognize Ibu?
Evil eye is watching me all the time! :O
PS3: Jakieś krytyczne uwagi co do serii Erasmus Life? Proszę! Wszyscy tylko mnie klepią po plecach, żadnej krytyki, za którą tak tęsknie... Zlitujcie się! I rzućcie mi jakiś komentarzyk #żebrak! I tak na marginesie, bardzo mi się spodobało rzucanie hasztagów. Widzę w nich kosmiczny potencjał! Hasztag otwiera zupełnie inną furtkę myślową niż myślnik! Haha!

Widziane w Marmaris, ciekawe o tyle, że pradziadkiem Nâzım Hikmet Rana
był Konstanty Borzęcki / Mustafa Celaleddin Pasza
PS4: Cześć zdjęć (ta drastyczna część) pochodzi od Osmana, wielkie dzięki!

A po powrocie co na mnie czekało?
Mamusia wie co dobre dla synka! <3
Nareszcie sala! Od lewej Jarosław i Jędrzejek, reszta nie chciała zdjęć bo...
spoceni jesteśmy : /
Osman, I will try to represent Fenerbahҫe properly! :D
Takie nam teraz zostały... zabawy plebejskie :D
Zabawy plebejskie część druga!
Pierwszy meczyk dawał promyczek nadziei, ale teraz... daliśmy Robakowi
tytuł króla strzelców ;]
Carcassonne, doczekacie się pewnie recenzji...
Tak, tak WERS, przegrałem w tej partii, ble, ble, ble... ;)

Ostatni prawy, na tafli trawy jak Inesta!
                               ~Kartky, Czołgam się z dna

4 komentarze:

  1. Kurcze, wciągnęły mnie Twoje erasmusowe przygody, więc wielka szkoda, że to już koniec. Ale czekam na dalsze wpisy o czymkolwiek one będą! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale zdjęcia "skórowania" wolałabym jednak nie oglądać...

      Usuń
  2. Naga dłoń była wyciągana wiele razy, jednak wolałeś spleść ja z innymi Ci obcymi i wyrzucić je wszystkie w jednym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, kto to tak krzyknął? Może masz rację Anonimie, kto wie...

      Usuń