Pokazywanie postów oznaczonych etykietą After Eight. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą After Eight. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 grudnia 2014

RECENZJA #49: Nestle After Eight Mousse


Jako cichy fan marki Nestlé After Eight z nieskrywanym zainteresowaniem powitałem linię deserów, która całkiem niedawno swój debiut zaliczyła na półkach sklepów sieci Biedronka (niestety, do tej pory dorwałem jedynie dwa opakowania przysmaku, Renatce zaś - koleżance mamy z Urzędu - mimo starań nie udało się uraczyć podniebienia recenzowanym przeze mnie produktem).

Ogólnie rzecz biorąc mamy deser typu Mousse i bliżej nieokreślony, jogurtowo-kremowy twór, któremu nie nadano konkretnej podnazwy handlowej (zresztą sami zobaczcie na zdjęciu powyżej - bardzo, bardzo dziwny zabieg).

Zacznijmy od krótkiego omówienia drugiego rodzaju deseru, tego tajemniczego. Konsystencja dość płynna, ale nie wodnista. Duża przewaga czekoladowej zawartości (czekolada raczej nie gorzka, ale bez wątpienia również nie mleczna, powiedzmy zatem... deserowa, z dużą zawartością kakao). Charakterystyczny smak mięty utrzymuje się w ustach jeszcze długo po spożyciu. Gdybyśmy mieli do czegokolwiek to porównać, wskazałbym Zott Monte z odwróconymi proporcjami jasnych i ciemnych składników, oczywiście z poprawką na odświeżające zielsko. Prawdę mówiąc, deser wydaje się odrobinę zbyt słodki i zdecydowanie bardziej spodobał mi się Mousse.

Wspomniany wyżej Mousse to leciutka pianka, która ustępuje już pod lekkim naciskiem łyżeczki (słychać nawet pękające bąbelki powietrza). I dopiero to w pełni przypomina mi w smaku nienachlane, kwadratowe ciasteczka, być może dlatego, że orzeźwiający mus poprzekładany jest nieregularnie płaskimi warstewkami czekolady. Nie jest za słodko, lecz odpowiednio miętowo. Delikatnym minusem jest to, że jeśli spożywamy smakołyk bezpośrednio z lodówki, odrobina czekolady zostaje na ściankach opakowania i ciężko ją stamtąd zeskrobać (a czekoladę wyrzucać do kosza przecież bardzo przykro). Wykwintny deser!

Na pierwszym planie Mousse!

Powiedzmy sobie szczerze: za 5 złotych nie znajdziemy niczego tak wyrafinowanego, podkreślmy bowiem, że w opakowaniu dostajemy cztery porcje, każda po 57 gram musu lub 70 gram w przypadku tego drugiego. Polecam grać na konsoli i być karmionym mlecznym musem przez dziewczynę, my idea of fun.

Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze!

piątek, 28 listopada 2014

Ulubieńcy listopada!

Wielu (b/v)loggerów uskutecznia coś na kształt katalogu rzeczy, które danego miesiąca najbardziej przypadły im do gustu lub po prostu się z nimi bliżej zetknęli. Trochę mnie już znacie i wiecie, że bardzo lubię eksperymentować z formą (treścią zresztą też), zobaczmy więc jak odnajdę się w takiej stylistyce. Sprawdź również Ulubieńców października!

#JEDZONKO
Najłatwiej i chyba najlepiej byłoby umieścić tu Rogala Marcińskiego, ale wolałbym wskazywać rzeczy, które są stosunkowo nietrudno dostępne przez cały rok. Mam dwa typy: Śledzik na raz Lisnera i miętowe czekoladki Nestlé After Eight, które dostałem od Dziewuchy na urodziny, a uchowały się tak długo, bo o nich zapomniałem. Śledzik na raz to świetna sprawa jeśli masz ochotę przegryźć czymś kolacyjkę, a niezbyt uśmiecha ci się długie stanie przy garach. Czekoladki zaś, wprowadzają delikatny posmak orzeźwienia, poza tym nie sposób zjeść ich zbyt dużo. Ja zazwyczaj kończę w okolicach... czwartej?


#KSIĄŻKA
Nie miałem zbyt dużo czasu na czytanie czegokolwiek poza rzeczami na studia (m.in.: Metodologia Badań Społecznych Nowaka, Cywilizacja współczesna i globalne problemy Golki czy Wskaźniki jakości życia mieszkańców Poznania pod redakcją Cichockiego). Jasne, czasem fajnie przejrzeć sobie coś mądrzejszego, ale ileeee można. Od kilkunastu dni, późnymi wieczorami zanurzam się w świat Ziemiomorza Ursuli K. LeGuin i... powoli się przekonuję! O tej pozycji nie chcę mówić zbyt dużo, bo na pewno będzie recenzja, prawdopodobnie już po Nowym Roku.
#FILM
W tym miesiącu nie zaniedbałem kinematografii. Dobre wrażenie wywarła na mnie Sin City 2: Damulka warta grzechu (choć paradoksalnie zbyt dużo cycków Green zepsuło obrazek), a także Hobbit: Pustkowie Smauga. Średnio siadła mi natomiast Sekstaśma (recenzja tutaj). Wiem, wiem, Nihil novi, ale nie ma czasu i pieniędzy na chodzenie do kina (głównie przez gry). Z czegoś, co premierę miało bardzo niedawno polecam drugi sezon Peaky Blinders, gdzie chłopaki nazwiskiem Shelby przejmują londyńskie rewiry. Mocna rzecz, choć ciut gorsza fabularnie od poprzedniego sezonu (recenzja tutaj).

#MUZYKA
Doszedł do mnie mixtape Kartky'ego w wydaniu specjalnym (Preseason Highlights). Piękna edycja, widać że autor włożył w nią sporo trudu. W środku (czego nie widzicie na zdjęciu) znajdują się polaroidy z ważnymi dla rapera momentami plus jeden unikatowy, którego nie posiadają inni kolekcjonerzy. Mega pomysł, poczułem się wyjątkowo! Cały krążek możecie przesłuchać tutaj (klik), mi do gustu najbardziej przypadły kawałki: '89, Robb Stark, Temperatura łez i oczywiście Czołgamsię z dna.

#GRA
Na początku miesiąca dość ostro pocinałem w FIFA 14 (wreszcie zacząłem sezon i prowadzę Kanonierów do mistrzostwa na wszystkich frontach). Wielką satysfakcję sprawiają treningi skillsów, gdzie dostajemy naprawdę wykręcone zadania typu: przewrócenie kartonów, trafienie w tarcze czy zielone bidony. Gdybym miał większe doświadczenie z serią, pokusiłbym się nawet o recenzję, ale EA Sports rzadko gościło pod moją strzechą. Pod koniec listopada zająłem się nową grą z serii Assassin's Creed z dopiskiem Unity. O Boże, jak można było to tak spierdzielić? Wiadomo, grać się da, ale liczba błędów, bugów, kiepskich rozwiązań jest przytłaczająca (zaledwie kilka dni temu wyszła ponad dwu i pół gigabajtowa łatka, która usprawnia niektóre kwestie). Jak przejdę, zrobię recenzję, przejedziemy się po Unity jak po burej suce!


#KOMIKS
Przyszła paczka z Demlandu, a w niej naprawdę sporo komiksików, Wreszcie nadrobiłem zaległości i przeczytałem większość papierowej twórczości Jakuba Dębskiego. Powiem szczerze: mam mieszane odczucia. Żaden z zeszytów nie przyprawił mnie o spazmatyczny śmiech, spodziewałem się jednak takiego krnąbrnego, abstrakcyjnego humoru. Najlepiej bawiłem się chyba przy Peryferiach kosmosu i Ogarnij mieszkanie (które jest właściwie satyrą poradnika i przeważa w niej forma tekstowa), aczkolwiek pojedyncze perełki znajdziemy również w pozostałych zbiorkach. Najgorzej wypada Rycerz Agata, ale ten eksperyment musiał się nie udać... Atlasy zwierząt są takie se... Mimo wszystko cieszę się, że poznałem przekrój twórczości Dema.


#KOSMETYK
Nie stoimy w miejscu proszę Państwa, dodajemy nową kategorię! Zawsze miałem delikatne problemy z niesfornością włosów. A to odstawały, a to grzywka lamersko opadała na czoło i nie wyglądało to zbyt korzystnie. Zdecydowałem się więc na... wosk stylizujący od Rossmanna! Bardzo tani (z tego co pamiętam około 6 złotych), pachnie nawet przyjemnie, łatwy w użyciu. Spełnia moje oczekiwania, wystarczy niewielka ilość rozgrzana w dłoniach, a włosy nie stanowią już kompletnego chaosu lub stają się chaosem zaplanowanym.


Z wszystkich powyższych, najbardziej polecam serial Peaky Blinders, szczególnie tym, którzy historyczny klimat w obrazie i trudne wybory głównych bohaterów cenią sobie najbardziej. Plusem jest to, że każdy sezon to zaledwie sześć odcinków, nie ma więc mowy o flakach z olejem. Dwa pełne sezony bez problemu obejrzycie na kinoman.tv, na co więc czekać? ;)

Chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami? Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze!