Witajcie Kochani! ;>
Ostatnich ulubieńców miesiąca
popełniłem w czerwcu (klik!)
i był to jednocześnie koniec serii, gdyż comiesięcznie stymulowana formuła
zaczęła mnie nużyć, ale w tym miesiącu, specjalnie dla Was, tęskniących za
ulubieńcami (cisza na sali, cykanie świerszczy), poczyniłem wyjątek. Otwórz
drzwiczki do małego wehikułu czasu!
A tak po prawdzie, to chęć
napisania ulubieńców wynikła z tego, że nazbierała mi się kupka rzeczy, o
których chciałbym napisać, a tworzenie kilku postów pod rząd na razie nie
wchodzi w rachubę. Praca magisterska sama się nie napisze. Podobnie zresztą jak
nowe gry, same się nie przejdą. A i Dziewucha
narzeka, że jest zaniedbywana... Trzeba uważać, żeby to się nie skończyło jakimś
paskudnym zerwaniem! ;]
#JEDZONKO
Prezentowane powyżej słodycze od Jutrzenki przewijały się już
kilkukrotnie na blogu. Wspominałem o nich choćby we wpisie na temat moich
świątecznych przygód na kiermaszu z tatkiem (klik!).
Lubię sobie kupić paczuszkę migdałów w
mlecznej czekoladzie z cynamonem, paczuszkę orzechów laskowych w białej czekoladzie z kawą, zmieszać je razem i
postawić na biurku. Niestety, znika w jakieś trzy dni, mimo że próbuję się
powstrzymywać. Jedno opakowanko ma 80 gram, co daje nam kilkanaście kuleczek za
prawie cztery złote. Cóż, mistrzostwo świata w oszczędzaniu to nie jest, ale
warto się skusić. Gdybym miał wybierać między dwoma produktami, poszedłbym
raczej w stronę migdałów, choć orzeszki laskowe też niczego sobie. Warto
odnotować, że czekolady jest w obydwu przekąskach ponad 70 procent. Z innych
słodyczy, recenzowanych na blogasku w styczniu, warto ponownie wyróżnić Piernikowe Serca od TAGO.
#KSIĄŻKA
Jest naprawdę niewiele książek
naukowych, które mają to coś. Pozycja
Rogera Cailloisa zdecydowanie to ma, a tym mitycznym czymś jest odważna, pociągająca
poznawczo, dobrze uargumentowana i wewnętrznie spójna teoria. Otóż, moi mili,
zabawy i gry są starsze od kultury. Dlaczego? Czyż młode szczenięta nie gonią
za swoim ogonkiem? A czy nauczyły się tego od ludzi? Kultura jedynie
wartościuje gry i zabawy, przez wzgląd na ich użyteczność dla danej grupy czy
nawet cywilizacji. Istnieją cztery logiki zabawy, uniwersalne dla wysokorozwiniętych organizmów
żywych, ale o tym pisałem już przy okazji dygresji w recenzji książki Kultura
gier komputerowych. Pamiętajcie, że to wszystko co zreferowano powyżej to żałosny turboskrót myślowy, jedna tysięczna fascynującej opowieści. Gry i ludzie to prawdziwy biały kruk.
Wydawca nie ma już tej pozycji na magazynach, w bibliotekach ostało się
zaledwie parę wiecznie wypożyczanych, niezagubionych egzemplarzy, a jeden z
nich nareszcie zagościł pod moją strzechą. I łatwo się z nim nie rozstanę, oj
nie! Dzięki Caillois, pomogłeś mi w
uporaniu się z częścią teoretyczną mojej pracy magisterskiej! W styczniu
kończyłem także zbiorek świątecznych opowiadań pt. Podaruj mi miłość.
#FILM
Byliśmy se z Dziewuchą w kinie na
Nienawistnej ósemce. Wielkim fanem Tarantino nie jestem, widziałem zaledwie
część jego filmów, ale trailery przekonały mnie na tyle, żebyśmy się wybrali. I
cóż, nie ma mowy o zawodzie. Wiecie co? Wymienię po prostu rzeczy, które były
fajne, dobra? Nie słyszę sprzeciwów. Niespieszne tempo, wybitna obsada, niezła gra aktorska,
niezawodnie mistrzowska estetyka kadrów, soczyste dialogi, przekonujący klimat
malowniczego, skutego lodem Wyoming i
Pasmanterii Minnie, przerysowana i
absurdalna przemoc, (dość) nieoczekiwane rozwiązanie fabułki. Pionek ma krytykować Quentina Tarantino? Bez żartów. Spójna
wizja filmów, którą prezentuje reżyser (m.in.: podział na chaptery, radosna
muzyczka towarzysząca śmierci czy retrospekcje podawane w formie zagwozdek) ma
jajca i styl, w przeciwieństwie do większości hollywoodzkich szmatławców. A wszyscy,
którzy cisną Nienawistnej ósemce na forkach i filmwebach, że niby gorsza wersja Wściekłych Psów, że odcinanie kuponów – do pieca! Nie jesteście
godni zawiązać rzemyka u sandałów Mistrza!
#MUZYKA
Powiem Wam, że w styczniu
słuchałem głównie singli
z płyty Mówi (razem z ksywką brzmi to
Małpa Mówi). Teksty i flow "połowy składu Proximate" tak mocno przypadły mi do gustu, że zacząłem szukać tej
płytki w Empiku. Szkoda tylko, że premiera
miała miejsce wczoraj, a więc 5 lutego, więc nijak nie mogłem jej znaleźć na
półce. Dobrze, że personel był zawsze zajęty, bo już chciałem pytać i narzekać
na zaopatrzenie jak burak… Nie kupiłem preorderu to trudno, w najbliższym
czasie nabędę krążek i wspomogę swojego ulubionego
artystę, jak głosi slogan! Z raperzyn zza
Oceanu, zacząłem ostatnio dostrzegać twórczość G-Eazy'ego. Fajna stylówa i pomysły w klipach, zawsze nieźle
obmyślana warstwa liryczna i odpowiednio cwaniackie poruszanie się po beatach,
jak na białasa oczywiście. To wszystko robi niezłą robotę. Posłuchaj choćby
starutkiego I Mean It czy
świeższego Me, Myself & I z zeszłorocznej płytki When It's Dark Out. Toruń i Oakland górą!
#GRA
Tutaj szczególnie szkoda, że nie skrobnę
pełnoprawnej recenzji. Gra Until Dawn,
która ukazała się wyłącznie na konsolę PlayStation4,
jest naprawdę godna uwagi. To bardziej interaktywny film (zatrudniono nawet
kilku aktorów, nie takich całkiem no-name'ów)
niż przygodówka. W założeniach, gra ma być thrillerem, ale jakoś ciężko było mi
się przestraszyć (Dziewucha trochę
jednak potrzęsła gatkami). Fabułka jak z horroru klasy B – grupa przyjaciół w zasypanym śniegiem, samotnym domku.
Jednego roku giną dwie siostry, lecz mimo to paczka przyjeżdża do domku
ponownie, na zaproszenie ich brata. Grupa rozdziela się na parki, którym
przytrafiają się niecodzienne przypadki. Całość przechodzona niespiesznie to
jakieś… 10-12 godzin, ale dla mnie to w sumie plus. W zależności od decyzji
gracza, przeżywa różna liczba bohaterów, zmieniają się także ich wzajemne stosunki/sympatie.
Oprócz tego niezła grafika, całkiem zabawna autoparodia i uroczo kretyńskie
dialogi między młodzieżą z college'u. Wadą jest głównie to, że trzeba ciągle
siedzieć jak na szpilkach, żeby nie przegapić niesygnalizowanej sekwencji Quick Time Event. No i takie-sobie-sterowanie. Gdybym recenzował w
ramach pełnoprawnego materiału, bez wahania dałbym dziewięć na dziesięć. Until Dawn to niezwykłe doświadczenie z
pogranicza filmu i gry!
Łoo, niezłe grzywki! Dzisiaj to by nie przeszło... :v |
Przyznacie, że swojsko? Stożkowate czapki magów, nagie torsy wiedźminów itd. |
#KOMIKS
Nie jestem może wybitnym wiedźminologiem, ale uniwersum nie jest
mi całkowicie obce. Ucieszyłem się więc, kiedy dostałem od Dziewuchy pięknie wydany komiks pod wiele mówiącym tytułem Wiedźmin. W środku znajdziemy sześć
fabułek, najstarsze z początku lat
dziewięćdziesiątych. Rysuje Bogusław
Polch, scenariusz dostarcza Maciej Parowski
i… Andrzej Sapkowski. Jeśli
oglądaliście niesławny polski serial z Żebrowskim
lub czytaliście niektóre opowiadania, niewiele was tu zaskoczy, może poza: poznaniem
domniemanych rodziców wiedźmina, przybliżeniem kontekstu zamykania
wiedźmińskich szkół i zarysowaniem powodów czystki w cechu zabójców potworów.
Ej, to w sumie całkiem sporo! Ciekawe jest również obserwowanie na planszach
komiksu vranów i bobołaków, człekokształtnych stworów, którzy funkcjonują (prawie)
na równi z ludźmi w ich siedzibach. Oldskulowa kreska jest swojska, kolory
klimatyczne. To bardzo dziwna przyjemność, uświadomić sobie, że wymyślony świat
funkcjonował już przed naszym urodzeniem. I Polacy mogli się nim jarać dużo wcześniej od Zachodu. Opasły, duży zeszyt w twardej oprawie
kosztuje prawie 90 złotych. Dużo, ale cena jest uzasadniona mistrzowskim
wykonaniem. Ciekawe archiwalne materiały i odautorski komentarz Parowskiego. W tym miesiącu poczyniłem
także recenzyjkę Gigant Poleca: Wesołe Zimowisko. Tyż fojne!
#KOSMETYK
Ci, którzy czytują mnie niemal od
początku wiedzą, że jestem raczej wierny marce ORIFLAME, czasami jednak mamusia przyniesie do domku coś z
konkurencyjnej firmy. I tak właśnie stało się przed świętami – w łazience
zadomowiły się płyny do kąpieli od AVON.
To jedna z tych sytuacji, kiedy opakowanie (forma) wyprzedza zawartość (treść),
gdyż buteleczki są naprawdę przesłodkie. Płyn natomiast, niczym się nie
wyróżnia. To po prostu zwyczajny, przeciętny specyfik do kąpieli o aromacie (od
lewej) kwaśnego, zielonego jabłuszka, cytrusów i żurawiny, owoców z sadu i
dzikiej róży. Po dokupieniu soli do kąpieli z Biedry można
zacząć eksperymentować. Na szczególną uwagę zasługuje pomarańczowy bałwanek,
gdyż wkład, który trzyma w swoich brzuszku, pachnie jak kupka żelkowych gumisiów.
Powaga! Niestety, w wodzie ten ciekawy efekt niknie. Buteleczki były do
kupienia za około 14-15 złotych na stronie AVON
lub u konsultantów. 250 mililitrów, więc gdyby nie opakowania, nijak by się nie
opylało.
#AKCJA PROMOCYJNA
Kategoria bonusowa, trochę z
dupci. Na samiuteńkim początku lutego, na uczelni, a konkretnie w Jadalni Ogrody, dostałem sesyjny pakiet
antystresowy, czyli kilkunastocentymetrowy odcinek folii bąbelkowej. Przyznaję,
niezły sposób na promocję gazetki studenckiej, fajne zaczerpnięcie z
internetowego skarbczyka cudów. Brawo Kontra! Ja już sesję dawno
skończyłem, ale powodzenia wszystkim walczącym. Uniknijcie Kampanii Wrześniowych!
Co polecam najmocniej ze
wszystkich powyższych? Cóż, pewnie się domyślacie, że Until Dawn, bo gry wideo to nowa, niemal doskonała forma sztuki.
Zdaję sobie jedna sprawę, że niewielu z Was nagle kupi sobie PlejStację. No więc, na dobry początek,
obejrzyjcie sobie Nienawistną ósemkę.
I zagryźcie migdałami/orzechami od Jutrzenki.
Plus puśćcie sobie wieczorkiem Małpę
i G-Easy'ego z YouTube’a.
Salut!
PS: Tak sobie dumam przy korekcie,
że tyle razy w tekście pojawiła się Dziewucha…
Aż za dużo! Czyżby Pionek Pantofel?
Napiszcie w komentarzach co o tym sądzicie i co z tym zrobić!
PS2: Jak się podobało, to poproszę
o okrąglutkiego, 135 lajka na fanpage'u Kultura & Fetysze #weekendowy_żebrolajk #stoję_pod_fejsbukiem_z_wyciągniętą_ręką
Uuuh, I don't need a hand to hold
Even when the night is cold
I got that fire in my soul…
Even when the night is cold
I got that fire in my soul…
~Bebe Rexha, Me, Myself & I