czwartek, 12 września 2013

OPINIA #2: Fajnie sobie pobiegać!

Gotowi!? Zaczynamy!
Pojutrze wyjazd! Wczoraj ostatni raz zafundowałem sobie nocne bieganie. Bez szaleństw, tak jak zwykle – żwawa, pięciokilometrowa (z małym hakiem jak wyliczyło RunnerRoot) przebieżka. Myślę, że będę odrobinę tęsknił za tym zwyczajem. Wyruszałem punktualnie o 23 – mały ruch, pomarańczowe światła i żadnych innych biegaczy czy rowerzystów (zazwyczaj). Tylko ja, ulice otulone mrokiem i słuchawki. Zaraz sprzedam Wam kilka ciekawostek z mojego kondycyjnego treningu.

Po pierwsze – obserwacja miasta nocą jest bardzo interesujące! Kiedy biegałem pod Laskiem Marcelińskim udało mi się zobaczyć lisa buszującego po śmietniku. Nie raz miałem okazję przyjrzeć się tuptającym jeżom. Momentami w biegu towarzyszyły mi koty (jednego nawet prawie zdołałem oswoić, niestety wzgardził plastrem szynki). Po deszczu biega się najlepiej –  trzeba uważać na wszędobylskie ślimaki i dżdżownice. Swój urok ma również bieg podczas lekkiej mżawki. Pot na plecach miesza się z deszczówką, z grzywki spływają krople zalewające oczy. Widoczność staje się bardziej ograniczona, powietrze orzeźwiające i lekkie! Mhm…
Niestety wczoraj jak na złość znalazłem jedynie jednego ślimaczka :C
Zdarza się, że mijałem również innych przedstawicieli naszego gatunku. Są to zazwyczaj mocno podchmieleni panowie w średnim wieku, grupki małolatów czy chichoczące, odprowadzające mnie wzrokiem pijane nastolatki. Sporadycznie zdarzy się jakiś pozdrawiający mnie biegacz lub rowerzysta (swoją drogą – to bardzo miły i kulturalny zwyczaj), generalnie jednak nieczęsto patrzę w oczy komuś innemu niż ochroniarzowi w budce przy stadionie. Jeśli chodzi o pojazdy – dominują rozwoziciele nocnej pizzy i smerfy.
Codziennie w nocy - mały 'pokaz światła' na Inea Stadion.
Po drugie – cudownie słucha się muzyki w takich warunkach. Może nie odkryję Ameryki, ale o wiele łatwiej utrzymać tempo i zmotywować się do wysiłku w takt muzyki. Czasami wybierałem materiały do nauki angielskiego (podcasty z English is your second language) i wtedy sunęło się trochę gorzej. Któregoś dnia delikatnie zmodyfikowałem swoją trasę. Poruszałem się po nieoświetlonej uliczce, gdzie korzenie drzew mocno powykręcały asfalt. Nietrudno odgadnąć, że zrobiłem BUM! Obiłem trochę biodro, zdarłem naskórek z wewnętrznej części dłoni, ale konsekwentnie dokończyłem trasę. Na słuchawkach hulał wtedy motywujący, mocny przekaz Młodego M z jego ostatniej płyty Kronika III: Zaklęty Krąg. Świetne uczucie! Na co dzień jednak zdecydowanie najczęściej towarzyszył mi Garou i jego nieziemski krążek Piece of my soul.
Czasem trasę umila jakiś artystyczny smaczek!
Po trzecie i chyba najbardziej szalone – wyobraźnia podsuwa świetne obrazki podczas joggingu o tak późnej porze. Pamiętam, że najbardziej obrazoburcze wydały mi się wizje ataku zombie zainspirowane filmem [REC]3: geneza. Wyobrażałem sobie kulejące pokraki idące w moją stronę od lasu, wyskakujące zza pobliskich budynków, z paki na ciężarówce itd. Może wyda się to głupie, ale w nocy wiele rzeczy łatwiej sobie to wmówić. Bestie spoglądające na mnie z lasu swoimi czerwonymi ślepiami czy goniące mnie typu spod ciemnej gwiazdy na ciaśniejszych odcinkach trasy - klasyka.

W takiej malowniczej uliczce od czasu do czasu warto się odwrócić...
...szczególnie, gdy towarzyszą nam tacy dziwni jegomoście...
Nie da się ukryć – robi się coraz zimniej, biega się też z mniejszą przyjemnością (marzną ręce i uszy, zimny wiatr dostaje się do płuc). Na szczęście widziałem, że w akademikach mają bieżnie. Chociaż z drugiej strony… chyba pora na masę. J


Business Garden Poznań za 5 miesięcy będzie pewnie wyglądać o niebo lepiej ;) 
Wczoraj (w ramach pożegnania) wyjątkowo przed bieganiem
wpadło piwko... Wyjątkowo, gdyż zwiększa to ryzyko kolki!

wtorek, 10 września 2013

RECENZJA #17: Wybór opowiadań - Marek Hłasko



Zdarzają się czasem książki, o których chce się napisać. Bez specjalnego pomysłu na notkę, ot tak po prostu, bo są dla nas ważne. Zbiór najlepszych opowiadań Marka Hłaski (wydany w 1993) to jedna z takich pozycji. Niesamowicie jara mnie to, że ludzie żyli, myśleli i tworzyli przed moim narodzeniem. Bo przecież dopiero kiedy rodzi się człowiek, rodzi się (jego) wszechświat! Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Ile zdarzyło się przed nami i poza nami? Czy tylko we mnie odzywa się taka egotyczna natura?

Wypożyczyłem omawiane dziełko w chwili, kiedy (delikatnie mówiąc) nie byłem w zbyt dobrej formie psychicznej. Klimat większości opowiadań świetnie wpasował się w mój nastrój. Zdałem sobie nawet sprawę, że gdyby nie mój paskudny humor, to nie zrozumiałbym większości z nich. Chyba trzeba było coś stracić, żeby w pełni je pojąć. 

Nie chcę spoilerować i streszczać fabuł, powiem tylko, że większość z nich ociera się o groteskę, traktuje o upodleniu relacji damsko-męskich i zawiedzionych nadziejach. Moi faworyci to: Lombard złudzeń, Port pragnień, Amor nie przyszedł dziś wieczorem i Odlatujemy w niebo. Już same tytuły rozbudzają wyobraźnie, są niesłychanie plastyczne i eteryczne, prawda? Najmniej do gustu przypadła mi historie pt.: Baza Sokołowska i Pętla. Być może przez swoją długość - moim zdaniem autor lepiej odnajduje się w krótszych, kilkustronicowych formach. Rozterki wewnętrzne głównego bohatera Pętli przypominają mi nieco chaotyczne myśli z Obłędu Jerzego Krzysztonia. Tak bardzo żałuję, że zapomniałem przeczytać do końca tą znakomitą powieść. Chyba mój największy zawód wakacji, zaraz po tym miłosnym... :)

Ah, no i nie wspomniałem, że Hłasko w cudownie lekki sposób prowadzi dialogi, mistrzowsko posługując się slangiem i wszelkiego rodzaju dźwiękonaśladownictwem!

Polecam opowiadania polskiego literata-buntownika wszystkim tym, którzy lubią się zdołować w melancholijne, jesienne popołudnia. Serio - można wpaść w małą depresję!

Zdjęcie pochodzi z: www.kameralnakawiarnia.pl

poniedziałek, 9 września 2013

RECENZJA #16: Bardzo krótkie wprowadzenie KORAN - Michael Cook




Zbliża się mój wyjazd do Stambułu. To będzie bodaj najpoważniejsza zmiana w moim życiu od kiedy zostałem pełnoletni! Nie wiem, czy jestem na to gotowy... Nie ma co się oszukiwać - trochę się tego wszystkiego obawiam. Czego konkretnie? A na przykład tego, że my english sucks...

W ramach szeroko pojętych przygotowań zdecydowałem się zajrzeć do książeczki z serii Bardzo krótkie wprowadzenie. Miałem nadzieję, że pozycja ta pozwoli mi ustalić, czy w Turcji (kraju NIE islamskim, a raczej kraju gdzie dominuje Islam) może czekać mnie religijna dyskryminacja.

A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki! A jeśli oni się nawrócą i będą odprawiać modlitwę, i dawać jałmużnę, to dajcie im wolną drogę. Zaprawdę, Bóg jest przebaczający i litościwy! (K 9:5)

Powyższy "werset miecza" nie jest raczej zbyt pocieszający, choć daje iskierkę nadziei. Oddanie cennych rzeczy, zdrada chrześcijańskiego Boga (na przykład przez podeptanie krzyża) i odprawienie nowej modlitwy powinny uratować życie. Oczywiście mówię to z pewną dozą ironii, ale warto się nad tym zastanowić, zanim nieopatrznie wejdzie się w ciemną uliczkę. Mniej obita twarz czy nawet (w ekstremalnym przypadku) utrata zdrowia lub życia kontra ideały, wiara i tradycja. Siedząc w przytulnym pokoiku łatwo zgrywać bohatera. Gorzej gdy okrężnica zaczyna się na przemian gwałtownie rozluźniać i kurczyć. Na pewno znacie to uczucie, co nie..?

Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w dzień Ostatni, którzy nie zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy - spośród tych, którym została dana Księga - dopóki nie zapłacą daniny własną ręką i nie zostaną upokorzeni. (K 9:29)

"Werset daniny" łagodzi nieco "werset miecza". Dobrze, że jako wyznawca Księgi przysługuje mi warunkowa tolerancja. Kradzież i upokorzenie - nic, z czym nie można zetknąć się na własnym podwórku!

Nie ma przymusu w religii. Prawość wyróżniła się od nieprawości. (K 2:256)

"Werset braku przymusu" ma tyle interpretacji ilu jest interpretatorów. Islam jako pierwszy proklamujący prawa człowieka i wolność wiary? Brzmi dość kontrowersyjnie... I bądź tutaj mądry!

Wracając jednak do omawianego wydawnictwa - z uwagi na charakter (Bardzo krótkie wprowadzenie) jest ono odrobinę pobieżne. Autor stara się przedstawić punkty widzenia różnych interpretatorów, zaznaczając przy tym lata ich działalności. Fragmentami książkę czyta się jak dobrą powieść historyczną. Nie brak również uwag odnośnie gramatyki, miejsca Księgi w tradycyjnym świecie muzułmańskim i historii powstawaniu Koranu (choć ta część jest zdecydowanie najnudniejsza). Całość jest okraszona kilkunastoma nic niewnoszącymi ilustracjami. Jeśli mam być szczery, to najciekawszym fragmentem publikacji jest rozdział poruszający wątki tolerancji dla innowierców (z którego zaczerpnąłem powyższe cytaty), równości płci i postrzegania nauki przez pryzmat Koranu. Cook jest wybitnym erudytą i nie raz zabłysnął humorystycznym spostrzeżeniem, zależało mi jednak na wyciśnięciu socjologicznej esencji z jego dzieła. Być może dlatego nie doceniłem kunsztu autora, jeśli chodzi o analizę historyczno-lingwistyczną.

Nie tylko literatura przygotowuje mnie do dalekiej podróży. Od kilku dni łykam synbiotyk (probiotyk + prebiotyk). Nie chcę naradzić się na dolegliwość znaną potocznie jako zemsta sułtana! :)

Zdjęcie okładka pochodzi z: www.katalog.biblioteka.jozefow.pl

czwartek, 5 września 2013

OUTFIT #1: BERSHKA STYLE

Pedofilski uśmieszek na dzień dobry! I cudowny krążek w rękach! <3

Dzisiejsza wyprawa na pocztę (odbiór płyty Pas Oriona) okazała się dobry pretekstem do krótkiej sesji zdjęciowej. Niezawodny sąsiad znów wykrzywiał swoją rękę pod niewiarygodnym kątem, ażeby tylko nie afiszować się z aparatem. Cud, że udało się wybrać kilka przyzwoitych zdjęć - fotograf poświęcał więcej uwagi rozglądaniu się (czy aby nikt nie podgląda naszej gejowskiej sesji), niż swojemu boskiemu modelowi. Było sporo śmiechu i naprawdę dziwnych póz. Tradycyjnie wybrałem jednak zdjęcia najbardziej... eee, nazwijmy to... konwencjonalne.

Na mój dzisiejszy komplecik składają się:
Kurtka BERSHKA
Spodnie BERSHKA
Podkoszulka BERSHKA
Buty NIKE Circuit
+ Czyste gacie i skarpetki

Nigdy nie podejrzewałem, że aż tak zabujam się w marce BERSHKA. Relatywnie niskie ceny, dobra jakość wykonania i proste kroje przekonały mnie, że sieć ma dużo do zaoferowania, także płci męskiej! Buty NIKE dodają całości odrobinę zadziornego, miejskiego stylu, choć byłem bliski ich oddania. Powód? Prozaiczny - obtarte stopy, przyczyna mojej przerwy w bieganiu. Po odpowiednich zabiegach - naciąganiu i opukiwaniu skóry młotkiem chodzi się w nich całkiem przyjemnie. Najsłabszym elementem outfitu jest chyba cienka, pistacjowa podkoszulka. Rzeczywiście wydaje się odrobinę zniewieściała, wybrałem ją jednak z powodu cienkości. Kurtka to klasa sama w sobie - świetne kolory, stylowe zapięcia i odpowiednia grubość to zdecydowanie największe atuty okrycia. Zapraszam do oglądania! Może już czas na Wasz pierwszy komentarz? ;)

PS: I tylko szkoda, że to już prawie (PRAWIE!) wszystkie ciuszki, którymi uzupełniłem garderobę przed wyjazdem. Chyba polubiłem fashion posts! :)

A co tam leci do góry? :O
To musi być coś bardzo ciekawego! Albo kolejny weird patent modela ;>
Pokaz kreatywności mojego anonimowego fotografa - zdjęcie robione za plecami, bez patrzenia! Ha!

Butki są naprawdę świetne! Dobrze, że nie muszę ich zwracać!
Aaaaah! ;)