Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orhan Pamuk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orhan Pamuk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 marca 2016

RECENZJA #131: Biały Zamek - Orhan Pamuk


Pewne rzeczy się nie zmieniają. Pionek recenzuje książki Orhana Pamuka, Orhan Pamuk pisze książki, których fabuła rozgrywa się w Stambule. Zazwyczaj były to jednak czasy nowożytne. Biały Zamek zrywa z tą, zdekonspirowaną przeze mnie, tradycją i przenosi nas w wiek XVII. A ja mam wreszcie przekonanie (graniczące niemal z pewnością), że autor dobrze nakreślił sobie historię, zanim zabrał się do pisania. Choć tradycyjnie nie zabraknie zagmatwanych myśli i średnich emocjonalnych hiperbol... Turcy tak mają!

Sytuacja wygląda następująco: młody, świetnie wykształcony Wenecjanin trafia do tureckiej niewoli. Radzi sobie całkiem nieźle, bo w Europie liznął trochę wiedzy na przesławnych uniwerkach. Tak się jednak składa, że jeden z doradców sułtana wygląda kubek w kubek niczym brat bliźniak Włocha, a między obydwoma mężczyznami nawiązuje się dziwaczna, wieloletnia przyjaźń. A może raczej heglowska więź pokroju pan-niewolnik, momentami pachnąca syndromem Sztokholmskim? Trudno powiedzieć. Czytelnik może odnieść wrażenie, że dwójka głównych bohaterów to symboliczne reprezentacje Wschodu i Zachodu, a pełna wspólnej pracy i intryg historia w rzeczywistości jest grubą metaforą ścierania się odmiennych światów. Żeby nie psuć zabawy potencjalnym zainteresowanym, lecz mimo wszystko uchylić rąbka tajemnicy, powiem tylko, że Wenecjanin i Turek tworzą wspólnie wiele znakomitych dzieł m.in.: pokaz sztucznych ogni, model wszechświata, machinę wojenną czy program mający na celu stłumienie epidemii dżumy. Konkurują również o względy i uznanie młodego padyszacha. Zażyłość naukowców w pewnym momencie zatapia się w oparach absurdu, ich osobowości zdają się z sobą zlewać, dopełniać, aż w końcu… nie powiem co się stało. Zresztą i tak nie jestem do końca pewny własnej interpretacji.

Kawa na ławę. Powieść przypadła mi do gustu, z wielką ochotą chłonąłem rozdzialik każdego wieczoru, a było takich wieczorów jedenaście. Sam wstęp zrobił mi sieczkę z mózgu, gdyż przemawia w nim do nas Faruk, dobrze znany historyk z Domu Ciszy! Nie powiem, zabieg wielce intrygujący. Dalej narratorem jest już (prawdopodobnie) Wenecjanin. Nie dane nam było poznać nawet jego imienia, przez ponad 200 stron! Odautorska notka zdradzająca kulisy i smaczki procesu twórczego wreszcie zerwały łuski z mych oczu – Pamuk to patchworker. Napisanie powieść wiąże się u niego z pochłonięciem gigantycznej liczby źródeł. Tu zapożyczy to, gdzie indziej tamto i – bardzo proszę! – mamy kolejny bestseller. Oczywiście nie ma w tym nic złego, żyjemy przecież w kulturze remiksu, a sam mam wrażenie, że jestem podobnym typem twórcy. Problem w tym, że nie ma we mnie pasji do ślęczenia w archiwach, skąd więc mam brać niezbędne paliwo literackieBiały Zamek polecam fanom leniwej akcji i analizy wewnętrznych rozterek bohaterów w przytulnych mikrokosmosach.

PS: Na ułameczek sekundy pojawia się nawet polski wątek, gdyż to właśnie Lechistan jest celem militarnej interwencji, której trudy pobieżnie opisano. Mała rzecz, a cieszy!

~o~

Pochłonął wszystko, co stworzono przed nim, i z pogardą wydymał na to wargi, pewny, że stworzy dzieła doskonalsze. Wiedział, że nie ma sobie równych, że jest od wszystkich mądrzejszy i bardziej twórczy. Krótko mówiąc – był zwyczajnym młodym człowiekiem. (str. 15-16)

Przenikliwość Hodży, którą tak podziwiałem, doprowadziła go do następującego wniosku: przepowiadanie przyszłości to błazenada, ale jakże przydatna, kiedy chce się wywrzeć wpływ na głupców. (str. 115)

Był wietrzny, rześki letni dzień. Krążąc wśród martwych i umierających, pomyślałem, że już dawno nie kochałem życia tak mocno jak teraz. (str. 117)

Uznaliśmy, że początek dobrej opowieści powinien brzmieć jak bajka dla dzieci, środek przypominać senny koszmar, a zakończenie wzruszać jak miłosna historia, w której zakochani się rozstają. (str. 122)

Analizowanie własnego wnętrza, długie i usilne rozmyślanie nad sobą, unieszczęśliwia. I to właśnie przytrafiło się bohaterom mojej opowieści. (str. 200)

Dane techniczne:
Autor: Orhan Pamuk
Tłumaczenie: Anna Akbike Sulimowicz
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 224
ISBN: 978-83-08-04374-5
Cena detaliczna: 26 złotych

sobota, 5 marca 2016

Ulubieńcy lutego [2016]

Ahoj, internauto!

Ponieważ jestem tylko koniunkturalnym śmieciem, a cykl ulubieńców zawsze cieszył się u mnie sporym zainteresowaniem, postanowiłem, że i w tym miesiącu zaszczycę Was postem osadzonym w tej tematyce. I stylistyce. Jak się spodoba, zobacz również: ulubieńców stycznia. Nie przedłużając, zapraszam do świata przedmiotów, które okazały się całkiem spoko wytworami idei i rąk ludzkich.


#JEDZONKO
Klasyka. Właściwie od paru miesięcy nie zjadam innych wafli niż OLZA Prince Polo XXL, koniecznie złote. Przepyszna, deserowa czekolada, kruchość wnętrza i głęboko kakaowy posmak w ustach po zakończeniu konsumpcji. Poza tym, duży ze mnie chłopak i wersja XXL akurat zaspokaja moje zapotrzebowanie na puste węglowodany. Cudowny słodycz, cudowny.


#KSIĄŻKA
Przeczytał żem kolejną powieść od Orhana Pamuka. I tutaj nie powiem zbyt wiele, bo tradycyjnie poczynię recenzję z ciekawymi cytatami. Powiem tylko, że… dawno się tak nie ubawiłem przy książce Turasa, nad którego twórczością znęcam się od dłuższego czasu. Oprócz tego, w miesiącu lutym recenzowałem dwie książeczki, którymi jednak niekoniecznie warto zaprzątać sobie głowę, więc nie mam nawet zamiaru podlinkowywać tych tekstów. Goddam it… No dobra, macie mnie. Nie wytrzymałem i podlinkuję… Kościany Galeon Jacka Piekary i Dom ciszy Orhana Pamuka. Ale nie polecam. Książek, nie recenzji rzecz jasna, bo te ostatnie są jak zawsze ZNAKOMITE!


#FILM
Chcieliśmy iść z Dziewuchą na Deadpoola, ale nie wyszło, bo coś tam chorowała? Nie ważne… Może jeszcze ogarniemy. W każdym razie, jednego słodkiego wieczoru obejrzeliśmy sobie niepozorną, leciwą już komedyjkę o wdzięcznym tytule Bez smyczy (ang. Hall pass). Fabułka jest dość głupiutka, w małżeństwach dwóch kumpli temperatura mocno opadła, więc małżonki owych panów, po solidnym namyśle i za radą psychoterapeutki, postanowiły dać swoim chłopcom tydzień samowolki bez konsekwencji. Mogą robić co chcą, podczas gdy one wyjadą z miasta. Rezultaty okażą się dość niespodziewane, spuszczenie ze smyczy działa bowiem w dwie strony. Kto poradzi sobie lepiej? Faceci czy kobitki? Zalukajcie.tv sobie! ;]


#MUZYKA
Nic konkretnego, nic szczególnego. Ostatnio łapię się na tym, że z rzewnością wsłuchuję się w stare kawałeczki. Czasem jest to Miasto budzi się Kukiza, czasem Księżycowa Piosenka Varius Manxa lub jakieś inne Pokolenie od Kombi. Dziadzieję. Jednak nie tylko w rapie znajdziemy kozacką lirykę. Znaczy… niby zawsze o tym wiedziałem i nie byłem twardogłowym słuchaczem osiedlowych hymnów, ale wiecie. Proporcje słuchanej muzyki mi się trochę pozmieniały. Hiszpańskie Dziewczyny!


#GRA
Na pewno pamiętacie jak mocno podniecałem się bajeczną platformówką pt. Unravel. To był zdecydowany faworyt tego miesiąca, bo powiedzcie sami, skoro ruszyłem się ze swojej pieczary, żeby doładować konto w PlayStation Store i zakupić grę w FORMIE CYFROWEJ (pudełkową zawsze można odsprzedać lub postawić na półeczce, a taki tradycjonalista jak ja mocno sobie to ceni), to coś musi być na rzeczy. Drugą giereczkę, którą się trochę w lutym pozajmowałem, a przez długi czas nie mogłem jej dorwać nigdzie w Poznaniu, jest Just Cause 3. Szczerze mówiąc, wrażenia średnie. Mój koleżka miał rację, rozwalanie wszystkiego, choć z początku zabawne, szybko zaczyna nudzić. A Just Cause 3 to taka wielka piaskownica, w której obalamy dyktatora śródziemnomorskiej krainy. Fajne wybuchy, fajne widoczki, duża swoboda powierzchownej eksploracji i niewiele więcej.

Jak widać, tekstu jest sporo.
Prawdziwa powieść graficzna, nie jakieś pitu-pitu z dwoma chmurkami!

#KOMIKS
Odświeżyłem sobie ciut Pasażerów Wiatru, komiks, który leży na mojej półce już dobrych kilka miesięcy. Koniec XVIII wieku, sporo podróżowania po morzach, kolonialnych historii, smaczków epoki, sztormów, wariatów i odrobina kobiecych piersi do smaku. Fabułka całkiem wciągająca, z arcyciekawą intrygą na wstępie. Muszę się rozejrzeć, czy aby Egmont nie wydał już drugiego tomiszcza. Świetne wykonanie, tak dobre, że nawet cena (100 PLN) niezbyt szokuje. Edit: TAK, JEST JUŻ DRUGI CYKL! UAM, PROSZĘ NATYCHMIAST PRZELEWAĆ STYPENDIUM NA KONTO!


#KOSMETYK
Już od wczesnego liceum psikam się wodą toaletową od Oriflame, ale taką niebieską (pisałem o niej o tutaj, na dole postu), aż tu nagle Matula kupiła mi na prezent czarny flakon. Kształt niby ten sam, ale zapach trochę cięższy. Nie jak górski potok, bardziej jakiś… niezmyty żel pod prysznic o zapachu limonki. Nie jest źle, mogło być lepiej. Wtulająca się w ramię Dziewucha nie narzeka, choć po prawdzie to coraz rzadziej się wtula… #okruch_prywaty Cóż, za to nazwa perfum fajniejsza. Force. Siła, moc, skuteczność. Faceci lubią takie słówka. A wiecie, że większość z nas wybiera kamień jako pierwszy symbol w grze papier-nożyce-kamień? Bo kojarzy się z agresją i siłą, a przecież każdy chce wygrywać. Amerykańscy naukowcy to potwierdzili, dlatego grając z chłopakami, za pierwszym razem zawsze pokazuj papier!


#AKCJA PROMOCYJNA
Nie sądziłem, że tak egzotyczna kategoria może zagościć na liście dłużej niż jeden miesiąc, a tu proszę! Tym razem jestem pod wrażeniem akcji promocyjnej rozkręconej przy strzelaninie Far Cry Primal. Niestety, nie mam informacji czy materiały powstały, bo posmarowano, a może bezinteresowną inicjatywę wykazało SPInka Film Studio (prawdopodobnie to pierwsze), w każdym razie wyszło znakomicie. To się nazywa lekka, nienachalna reklama. Obejrzyjcie sami dwa filmiki, które za chwilę podlinkuję. Jeśli nie macie zbyt dużo czasu, to zerknijcie tylko na wideobloga Spejsona, a jeżeli pojawi się niedosyt, odsyłam również do specjalnego odcinka Blok Ekipy. Endżoj!

Spośród powyższych, szczególnie polecam obejrzeć gamingowy wideoblog Spejsona, choć żeby w pełni docenić kunszt animacji, powinno się przynajmniej trochę kojarzyć wcześniejsze perypetie trzech dresiarzy. Prócz tego, zagrajcie sobie w Unravel lub obejrzyjcie jak robi to jakiś ogarnięty letsplayer. I zeżryjcie Prince Polo, lajkując przy tym fanpage Kultura & Fetysze. Z fartem żeglarze!

Źródła obrazów: klik, klik i klik! Żeby nie było, że coś kradnę... ;>

środa, 10 lutego 2016

RECENZJA #126: Dom ciszy - Orhan Pamuk


Kilka tygodni temu wyciągłem (tudzież wyciągnąłem, jak kto woli) z zakurzonego pudła kolejną pozycję Orhana Pamuka. Wybrałem coś relatywnie chudego, zaledwie czterysta stron. Dom ciszy, bo taki tytuł nosił zmęczona przeze mnie książeczka, określiłbym jako pozycję fascynująco nudną lub nudnie fascynującą. Autor kolejny raz zabiera nas w sentymentalną podróż, tym razem do miasteczka Cennethisar, położonego całkiem niedaleko Stambułu. Są wakacje, a wyrośnięte wnuki przyjeżdżają w odwiedziny do starej kamienicy, w której mieszka babcinka Fatma ze swoim karłowatym służącym. Upał na dworze, lata osiemdziesiąte.

Turek zastosował swój znany patent: pierwszoosobowa narracja kilku bohaterów. Raz oglądamy świat oczyma starowinki Fatmy (zdecydowanie najnudniejsze ustępy, na szczęście czasem pojawia się ciekawa kreacja męża-szaleńca piszącego encyklopedię), innym razem zakompleksionego karła (Recep), później opasłego historyka, którego zostawiła żona (Faruk), następnie zapatrzonego w Amerykę, mającego przerost ego ucznia (Metin), aż w końcu zakochanego nacjonalisty (w rewolucjonistce, a więc komunistce, czaicie bazę?), przeciętniaka powtarzającego liceum (Hasan). I tak w kółko, na zmianę. Wszyscy powyżsi są w mniejszym lub większym stopniu spokrewnieni. Postacie wałęsają się to tu, to tam, przeżywają swoje bóle istnienia, rozpamiętują zawody miłosne i planują podbój świata. Są trochę, a nawet bardzo, nienormalni. Czyta się to przyjemnie, ale rzadko kiedy wyłuskamy jakiś naprawdę inspirujący fragment, po którym zrobimy oczy jak pięć złotych.

Turecki klimat jest, jak zawsze nienachalny i prawdziwy. Potęguje go niespieszne tempo opowieści. Jakaś przyspieszająca bicie serca akcja rozpoczyna się dopiero w rozdziale numer 22, czyli zaledwie dziesięć rozdziałów przed końcem opowieści. Prawdziwy smakosz literatury wyłuska tutaj przynajmniej dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, świetnie zarysowany kontrast między bogatym wewnętrznie życiem Fatmy, a sposobem w jaki traktuje ją otoczenie (chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że dla wnuków babcia jest niczym pierdzący i wiecznie niezadowolony mebel). I po drugie, ciekawe retrospekcje, które sprawiają, że mamy motywację do przebrnięcie kilkunastu początkowych rozdziałów, w których NIEMAL nic się nie dzieje. Urokliwie i powściągliwie nakreślono pewną wstydliwą rodzinną tajemnice. Fatma okazała się nie taka święta, na jaką wygląda… Już dobrze, dobrze – nic więcej nie mówię!

Podsumowując: raczej nie polecam, a jeśli już, to chłodno. Slogan z okładki mówi, że w książce mamy do czynienia ze zderzeniem poglądów, uczuć i charakterów. Cóż, zderzenie wyszło bardzo niemrawo i ociężale. Nadal nie mogę zrozumieć jak Pamuk sprzedaje te swoje bestsellery…

Poniżej garść (dość) ciekawych cytatów. Nie było tego zbyt dużo. Na uwagę zasługuje szczególnie przedostatni, który ma dla mnie szczególny wydźwięk, a to z powodu półrocznego pomieszkiwania w tureckim akademiku w Stambule. Na szczęście, nikt mnie nie przecwelił, chociaż zarost mam nietęgi. A sam oryginalny tytuł powieści Sissiz Ev, przypomina mi, jak nauczyciel tureckiego uciszał nas powtarzając coś podobnego do pierwszego wyrazu i przykładając palec do ust. Ech, chciałoby się gdzieś jeszcze pojechać, zmienić akwen na parę miesięcy!
~o~

Nie powiedziałem jej, że chodzę na uczelnię i z powrotem z wielką teczką, że wieczorem w domu nic nie robię, że jem kolację i drzemię przed telewizorem. Że jeszcze wczoraj rano, idąc na zajęcia, czekałem tylko, by wypić drinka, że boję się, że stracę wiarę w historię. O tym, że tęsknię za żoną, też nie powiedziałem. (str. 48)

Oto, co nazywamy rozmową i przyjaźnią. Opowiadamy sobie rzeczy, które wiemy, i podoba się nam to. To tylko słowa, wyrazy. Wiem, że nic nie znaczą, ale daję się im uwieść i humor mi się poprawia. (str. 143)

Nie wiedziałem jednak, czy to wszystko nie jest jedynie grą mego umysłu, lubiącego tworzyć napięcia, by następnie, rozkoszując się odczuwanym bólem, łagodzić je. (str. 198)

Boję się, że ta Angielka zobaczy nas i pomyśli, że jesteśmy pedałami. Przypominam sobie, że w szkole, w internacie, każdy chciał przecwelić drugiego. Niech was diabli, psychopaci, chorzy psychicznie, niedorozwinięci, zboczeńcy . Chcą przelecieć każdego, kto nie ma zarostu. (str. 227)

Można urodzić się bogatym lub biednym, to kwestia przypadku, ale to naznacza człowieka na całe życie. (str. 296)

Dane techniczne:
Autor: Orhan Pamuk
Tłumaczenie: Anna Akbike Sulimowicz
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 408
ISBN: 978-83-08-04313-4
Cena detaliczna: 45 złotych
Recenzje innych książek Orhana Pamuka:
Cevdet Bej i synowiekliknij, żeby przeczytać
Pisarz naiwny i sentymentalnykliknij, żeby przeczytać

środa, 16 września 2015

RECENZJA #99: Pisarz naiwny i sentymentalny - Orhan Pamuk


Pora na kolejne starcie Dawida z Goliatem, tj. Pionka (niszowego blogera) i Orhana Pamuka (rzekomo czołowego pisarza europejskiego). Oczywiście nie łudzę się dawidowym zwycięstwem w tym pojedynku, bo i jak to? Ani ja nie nabrużdżę zbytnio Turkowi, ani on mnie. A tej drugiej opcji trochę szkoda, zawsze by ludziska gadały!

Zarzuciłem czytanie dziełek autora według chronologii powstawania, a obrałem inne, praktyczniejsze kryterium – liczbę stron. Cieńsze cegiełki idą na pierwszy ogień. Jak mi się zatem podobała mocno eseistyczna książeczka o wdzięcznym tytule Pisarz naiwny i sentymentalny? Cóż, jest lepiej niż w przypadku Cevdet Bej i Synowie (kliknij, żeby przeczytać recenzję). Streszczając jednym zdaniem: to emocjonalny wykład pasjonata literatury, doświadczonego słowolepa-samouka, który naprawdę kocha wszystko co wiąże się z wyobraźnią i bazgraniem po kartkach. Jeszcze krócej? Dość przyjemne wodolejstwo z nutką drażniącej trywialności.

Oj naczytałem, naczytałem się sporo o tym, że Orhan zazdrości malarzom, że od lat rozpływa się przy scenie z Anną Kareniną w Orient Expresie u Tołstoja, że w kreacji bohaterów często pomagają mu kolekcje starych przedmiotów. Oprócz prywaty mamy tu kilka naprawdę mądrych zdań, nad którymi powinni podumać przyszli mistrzowie (i mistrzynie rzecz jasna) piór. Nie zdradzę Wam, Drodzy Czytelnicy, niuansów okładkowego podziału na dwa gatunki pisarzy, choć po prawdzie nie jest to nic szczególnie odkrywczego, ani nowatorskiego (sam autor otwarcie przyznaje się do silnej inspiracji pracami Friedricha Schillera). Ot, jeden gryzipiórek bardziej analizuje i dostrzega sztuczność tekstu w zestawieniu z prawdziwym życiem, a drugi nie zaprząta sobie tym głowy i jedzie z koksem.

Nie jest to może pozycja tak ważna dla adeptów pisania, jak chociażby Warsztat pisarza. Jak pisać, żeby publikować? (kliknij, żeby przeczytać recenzję), ale jako intelektualny podkład, gawęda starego Wujaszka, nada się w sam raz. Pamuk słusznie zauważa, że nie ma powieści niezaangażowanych, kreśli kilka uwag o tzw. centrum, tj. ukrytej strukturze dzieła, jego przewodniej idei czy światopoglądzie, za którym optuje, a także dzieli się doświadczeniem ze swojego procesu twórczego. Nie sposób tego nie docenić, polubiłem Kebaba! ;]

Co bardziej dociekliwi z pewnością wycisną z książki więcej, podążając za proponowanymi tytułami, które zmieniły coś w postrzeganiu książek przez pana Orhana lub po prostu były dla niego na swój sposób pionierskie i wyjątkowe. Wynotowałem też kilka "dzikich" słówek, które można sobie wygooglać m.in.: dyspersja (zróżnicowanie), jukstapozycja (zestawienie), ekfraza (poetycki opis dzieła sztuki). Ja wszystko rozumiem – podstawą do napisania bestselleru był cykl wykładów na Harvardzie w 2009, a autorytet na katedrze trzeba czymś podbudować, choćby wtrąceniem terminologii nieznanej laikom. Nasi jajogłowi też tak robią, normalka!

Podsumowując: lektura z pewnością wywoła wiele uniesień w sercach pasjonatów literatury. Niejeden biust zafaluje przez silniejsze bicie serca, niejedne lica na zmianę poczerwienieją i pobledną w rytm przerzucanych kartek i niespodziewanych podniet. Przecież wszyscy kochamy świat liter! Polecam. Może nie nazbyt entuzjastycznie, nie gorąco, ale ciepło. Że tak to ujmę…

Na koniec garść inspirujących cytatów:

Marzenie o zdobyciu najgłębszej, najcenniejszej wiedzy o świecie i życiu bez konieczności żmudnego zgłębiania tajników filozofii i zmagania się ze społeczną presją religii, wyłącznie mocą własnego doświadczenia i własnej inteligencji – to bardzo egalitarna i demokratyczna forma nadziei. (str. 30)

Postawa czytelnika, który oświadcza, że podczas lektury powieści "opuszcza opisy", jest oczywiście naiwna, ale pisarz, który oddziela zdarzenia od opisów, sam prowokuje taką naiwną reakcję. (str. 100)

[...] "Panie Pamuk, niech pan nie pisze nic złego o nas i o naszym mieście, dobrze?". W ich uśmiechach nie było śladu ironii, więc wracając do domu, biłem się z myślami, rozdarty pomiędzy pragnieniem napisania prawdy a potrzebą bycia kochanym. (str. 133)

Pisanie powieści to tworzenie centrum, którego nie da się znaleźć w realnym życiu ani rzeczywistym świecie, i ukrywanie go w pejzażu powieści. To partia szachów, którą rozgrywa się w wyobraźni z czytelnikami. (str. 155)

Dane techniczne:
Autor: Orhan Pamuk
Tłumaczenie: Tomasz Kunz
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 180
ISBN: 978-83-08-04970-9
Cena detaliczna: 30 złotych

wtorek, 18 sierpnia 2015

RECENZJA #90: Cevdet Bej i synowie - Orhan Pamuk


Orhan Pamuk – turecki pisarz, noblista, komentator społeczny nielubiany zarówno przez środowiska fundamentalistyczne, jak i świeckich nacjonalistów. Od kilku lat w czołówce najbardziej rozpoznawalnych intelektualistów na świecie (pamiętajmy, że populacja świata muzułmańskiego do najmniejszych nie należy – to pewnie dlatego). Jego książki zostały przetłumaczone na ponad 50 języków, ale w Polsce proces ten rozpoczął się stosunkowo późno, bo dopiero po 2006 roku, a więc po Nagrodzie Nobla. Ja przebrnąłem właśnie przez pierwszą powieść autora, napisaną w latach siedemdziesiątych XX wieku – Cevdet bej i synowie. Ta rodzinna saga to w gruncie rzeczy mój zmarnowany czas. Dużo czasu, bo 740 stron to kilkanaście długich wieczorów. Dawno nie czytałem takich popłuczyn…

Spróbujmy jednak odnaleźć jakiekolwiek powody, dla których Wy mielibyście sięgnąć po skrzyżowanie Lalki (przynajmniej w stu-stronicowym prologu) z twórczością Dostojewskiego (nierzadko zdarzają się kilkustronicowe opisy irracjonalnych rozterek postaci). Po pierwsze, atmosfera leniwej Turcji zdaje się być dość udanie odwzorowana. Zadowalający stopień realizmu i egzotyki udało się osiągnąć bez zbędnej faktografii, obcobrzmiących słów i zbyt rozbudowanych opisów. Po drugie, często zmienia się narrator opowieści. Raz jest to ambitny młodzieniec, innym razem przywiązana do wartości rodzinnych matka, a zaraz potem najstarszy syn, głowa kupieckiego interesu. Mam jednak wrażenie, że o ile pierwsza część została świetnie zaplanowana, o tyle przydługi środek rozwlekł się niemiłosiernie, tracąc tempo i zainteresowanie czytelnika. Każda zmiana narratora to bowiem mozolny trud ponownego budowania akcji. Po trzecie… Chyba nie ma po trzecie.

Pod koniec miałem dość infantylnych, zdziecinniałych bohaterów, którzy ciągle szukają sensów życia i własnej tożsamości. Są zagubieni w relacjach międzyludzkich i niesłychanie rozchwiani emocjonalnie. Chcą być, ale bez działania. Ja wiem, że właśnie tacy są Turcy, ba, większość z nas podobnie się zachowuje, ale powieść nie musi być wierną kopią rzeczywistości. Choć momentami lubiłem Ömera, Refika czy Nigân Hanym, słabość ich charakterów z czasem nudziła. Bohaterowie ci nie byli ani szczególnie bystrzy, ani heroiczni. Byli po prostu przeciętnymi Turasami. I chyba właśnie dlatego rodzinną sagę Cevdet Bej i synowie zapamiętam jako przeciętną historię z kilkoma klimatycznymi fragmentami. Rozczarowałem się, a mam jeszcze cały karton książek Pamuka. Na szczęście cieńszych. Może się chłopak wyrobił, bo pierwsze razy nie zawsze są powodem do dumy.

Analizowanie wszystkiego… to właśnie nas unieszczęśliwia. A w Turcji dodatkowo wypycha poza społeczność! Pan to wie tak samo dobrze jak ja. Tutaj człowiek myślący jest samotny… Tutaj samo myślenie pozbawione uczuć jest zboczeniem… Poza tym jak ma pan zamiar ogarnąć wszystko rozsądkiem? W akcie stworzenia ofiarowano nam nie tylko rozum. Mamy uczucia! Czy nie czuje pan uniesienia na widok tureckiej flagi albo na wieść o wydarzeniach w Hatayu [zamieszki między Turkami a Arabami w 1938 roku – przyp. blogera]? Odrobina emocji wystarczy! Niechże pan wreszcie poczuje ekscytację, niech pan uwierzy, dołączy do innych, wyłączy umysł. Wtedy pan będzie szczęśliwy… (str. 362)

Dane techniczne:
Autor: Orhan Pamuk
Tłumaczenie: Anna Polat
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 741
ISBN: 978-83-08-04506-0
Cena detaliczna: 42 złote

niedziela, 26 lipca 2015

RECENZJA #87: Sok jabłkowy Riviva


Już dawno przestałem próbować zrozumieć swojego bloga. Kiedy piszę regularnie, odwiedza go pies z kulawą nogą, kiedy zaś posty lecą jak krew z nosa – notuję regularne kilkanaście lub (rzadziej, ale jednak) kilkadziesiąt wejść dziennie. Świetnie napisane, w moim odczuciu bardzo merytorycznie nasycone notki są bezczelnie lekceważone (na przykład TA), a rekordy popularności biją teksty o papierze toaletowym czy truflach z Biedry. W pewnym sensie rozumiem: tysiące ciapciuchów recenzuje książki, a raczej niewielu podejmuje się pisaniu o… brązowym półświatku. Czy jeśli rozhuśtam się na skakance, Kultura & Fetysze znajdzie się w Top3 polskiej blogosfery?

Newer majnd. Dzisiaj mam dla Was kolejną perełkę. Nie bez kozery chciałbym przedstawić sok jabłkowy z zagęszczonego soku jabłkowego marki Riviva. Bardzo ważna informacja: pasteryzowany soczek dla Jeronimo Martins Polska produkuje Sokpol z Myszkowa. I jest to najbardziej pospolite, najzwyczajniejsze w świecie picie, ale złoty dziewięćdziesiąt dziewięć za takie porządne szczyny to adekwatna cena. Bez dwóch zdań. I cóż z tego, że jedna szklaneczka soczku to ponad 20 gram cukru? Żłop mineralną jak masz grube dupsko!

W życiu nie zawsze możemy sobie pozwolić na Sok z Domu Rembowskich. Często jesteśmy zmuszani do zadowalania się substytutami. Udawania, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy szczęśliwi w naszych szaroburych parodiach istnienia. Że jesteśmy wolni. Jemy śmiecie, śpimy w brudnych barłogach i staramy się odczuwać jakiekolwiek emocje w tym pachnącym bylejakością bagnie codzienności.

A co to za nastrojek rozkapryszonej Kasi, której podarły się ulubione rajtuzki? Czyżby znowu jakiś kryzysik, albo autosugestywna depresja? Nieee, tylko trochę świruję na blogu. Wszystko jest dobrze, a ja z obrzydliwą radością chodzę na mecze Leszka Poznań (Lechia Gdańsk, ku*wa szajs!), gram w CS:GO i Lego Jurassic World® z Dziewuchą, a nocami zaczytuję się w sagach rodzinnych Orhana Pamuka. Żyć nie umierać! Na zdrowie! Pijcie sok z polskich (chyba?) jabłuszek! Bij Bolszewika!
 
+ 5 punktów dla Gryfindoru za chorą intertekstualność!